- Jesteś pewna, Mandy? – Zapytała, Morgan, rozglądając się z powątpieniem.
- Tak. – Odpowiedziała pewnie. – Są jedyną deską ratunku. – Dodała niechętnie.
Po castingu myślała, że oszaleje. Każdy kolejny zespół, który przesłuchiwali, był coraz to gorszy. Każdy beznadziejny zespół oddalał ją od studia nagraniowego. Zegar tykał i nie miała pojęcia, co zrobi, jeżeli do jutra nie pogodzi się z chłopakami, których ostatnio zwolniła. Wzięła głęboki wdech i ruszyła pewnym krokiem w kierunku starego budynku. Miejsce to było brzydkie, a odpadający tynk i nieprzyjemny zapach odpychał natychmiastowo. Musiała jednak schować swoją godność i przełknąć ten gorzki smak.
Weszła do klatki schodowej, a następnie ruszyła do drzwi z numerem szesnaście. Przystanęła przed drzwiami i zmówiła szybko modlitwę, by wszystko się ułożyło. Morgan dołączyła do niej kilka sekund później. Nie czekając na reakcję podopiecznej, załomotała energicznie w drzwi. Usłyszały po drugiej stronie odgłosy ciężkich kroków, a po chwili drzwi się otworzyły i ujrzały przed sobą zaskoczonego ich widokiem Adama. Mandy ucieszyła się, że właśnie to on otworzył im drzwi, bo była pewna, że z nim pójdzie jej najłatwiej.
- Cześć, Adam. – Przywitała grzecznie chłopaka, wchodzą do środka. Mieszkanie było niewielkie, dwupokojowe z malutką łazienką i kuchnią, w której mogłyby się zmieścić maksymalnie dwie osoby. – Miło cię wiedzieć. – Powiedziała, przywołując na twarz serdeczny uśmiech.
- Po co przyszłaś? – Zapytał powoli, marszcząc delikatnie brwi. Nie spodobała się mu wizyta byłej szefowej, ani tym bardziej nie spodobał mu się jej przemiły ton głosu oraz nadzwyczaj szczery uśmiech. Czuł, że nie przyszła na herbatkę, gdyż był pewien, że jej wizyta jest spowodowana czymś i zaczął się nawet domyślać, cóż to mogło być.
- Gdzie są chłopcy? – Zapytała, Mandy, ignorując wcześniej zadane pytanie przez nastolatka.
- Zaraz będą. – Odpowiedział. – Powiesz, dlaczego przyszłaś?
- Wszystko w swoim czasie. – Odparła tajemniczo. – Chciałam cię przeprosić za ostatnie moje zachowanie. Byłam podenerwowana występem.
- Spoko, każdemu zdarzają się gorsze chwile.
- Cieszę się, że mnie rozumiesz. – Powiedziała z uśmiechem, kładąc rękę na ramieniu chłopaka.
- Co wy tutaj robicie? – Zapytał ostro, Kevin, wchodząc do mieszkania. Za nim stał jeszcze jego brat, Christian oraz Martin. Byli równie mocno zdziwieni niezapowiedzianą wizytą, co ich młodszy kolega, Adam.
- Och, Kevin, witaj, mój drogi. – Todd przywitała chłopaka z zadziwiającą serdecznością.
- Po co przyszłyście? – Zapytał, Martin.
- Chciałam was przeprosić i prosić byście wrócili do pracy. – Odpowiedziała, Mandy.
- Przeprosiny przyjęte. – Powiedział, Kevin.
- Wracacie do pracy? – Zapytała, Morgan.
- Nie. – Odpowiedział krótko, Chris.
- Że co? Beze mnie będziecie nikim. – Syknęła, Mandy, przeklinając w duchu, że tak szybko dała się wyprowadzić z równowagi.
- Tak, tak – machnął lekceważąco ręką, Kevin. – Bez ciebie będzie nam lepiej, a teraz opuść naszą rezydencję. – Powiedział oschle, wskazując ręką drzwi.
- Ten śmierdzący barak nazywasz rezydencją?! – Wybuchła, Mandy.
- Jesteś taka głupia, że nie rozróżniasz ironii. Wypad! – Warknął, Martin, wyprowadzając kobiety z mieszkania.
~*~*~*~
Już dawno nie czuła się tak podekscytowana, jak teraz. Od dawna nie była na Emirates Stadium i już nie pamięta, kiedy ostatni raz kibicowała na żywo swojej ulubionej drużynie, dlatego jeszcze bardziej cieszyła się, że spotka wszystkich piłkarzy i wspólnie z Mary będzie mogła przeżywać te niezwykłe chwile.
Siedziały w sektorze VIP, tuż nad ławką rezerwową. Rosemarie tak samo, jak jej przyjaciółka miała przywdzianą koszulkę z numerem jej przyjaciela, Theo Walcotta. Z uśmiechem na twarzy wyczekiwała, drużyny Kanonierów. Mimo, że dzisiejszy przeciwnik - Chelsea był trudną drużyną, to całym sercem wierzyła w chłopaków i miała nadzieję, że będą dzisiaj świętować sukces.
- Idą! – Krzyknęła, głośno Mary, by Rose usłyszała.
Czarnowłosa, spojrzała na wychodzących z tunelu Kanonierów. Jej serce załomotało o stokroć szybciej, gdy zobaczyła Ramseya.
Tak bardzo cieszyła się, że pogodziła się z Aaronem i że wszystko zmierza ku dobremu. Zdawała sobie sprawę, że przed nimi jeszcze długa droga, aby przywrócić ich dobre relacje, ale głęboko wierzyła, że wszystko się ułoży. Teraz, gdy nie jest uwiązana przez Mandy na smyczy, może oddychać pełną piersią, nie bojąc się, że zrobi coś głupiego, a o co później jej siostra będzie mieć pretensje. Teraz żyje, jak chce i co najważniejsze ma przyjaciół po swojej stronie, co dodaje jej siły i odwagi do walki.
~*~*~*~
- Simon, ale tak nie można! – Krzyknęła, Mandy. Mężczyzna ze współczuciem spojrzał na podopieczną.
- Wybacz, Mandy. Nie mogę dłużej czekać. Za dwa tygodnie ruszają na żywo odcinki X Factor i będę skupiony tylko na tym. – Wyjaśnił.
- Nie rozumiem, dlaczego nie mogę bez zespołu nagrywać materiału na płytę. Przecież mogą zrobić komputerowo podkład, a zespół później się znajdzie.
- Decyzję podjąłem i nie zmienię jej. Takie są zasady i nie będę ich zmieniać tylko i wyłącznie dla ciebie. To nie byłoby fair w stosunku do innych, którzy równie ciężko, jak ty pracują na swój sukces.
- Nikt się nie dowie. – Zaproponowała, ciemnowłosa. Simon westchnął ciężko. Wiedział, że rozmowa z Mandy będzie ciężka, nie przypuszczał jednak, że aż tak.
- Sugerujesz, że mam kłamać? To nie jest profesjonalne zachowanie. – Odparł surowo.
- Zatem, kiedy przewidujesz nagranie płyty? – Zapytała.
- W grudniu rozpoczniemy szukanie profesjonalnego zespołu.
- W grudniu?! – Wykrzyknęła.
- Do tego czasu będziesz musiała kontynuować promocję starej płyty, która sprzedaje się coraz gorzej i Morgan... – Zwrócił się do menedżerki. – Musisz się porządnie tym zająć. Nie jestem w stanie wszystkiego pilnować. Poza tym, mogę się zgodzić na współpracę z jakimś drugim artystą, ale na solową płytę zdecydowanie nie.
- Bo nie mam zespołu. – Dodała z niesmakiem.
- Właśnie – zawtórował.
- W takim razie, dzięki chociaż za to. – Mruknęła i wszyła z biura Simona.
Była wściekła i miała ochotę krzyczeć. Wszystko powoli się psuło i nie miała pojęcia, co zrobić, by polepszyć swoją niestabilną sytuację.
Rozstanie z Aaronem wystarczająco dało jej w kość i nie wiedziała, jak naprawić ich relacje. Kocha Ramseya i nie chce go stracić. Musi, jak najszybciej wymyślić plan, który pomoże jej w odzyskaniu ukochanego.
Na deser jest młodsza siostra odwróciła się od niej. Wiedziała, że jej zachowanie w stosunku do Rosemarie czasem było niestosowne i traktowała ją przedmiotowo, ale nie miała zamiaru przepraszać. Czuła się wystarczająco poniżona i zdradzona.
Miała tylko nadzieję, że Rose nie zbliży się do Aarona. Przeszkodziłaby to jej w odzyskaniu byłego chłopaka, a nie pozwoli na to, by ktokolwiek oprócz niej był z Nim. Aaron Ramsey należał wyłącznie do Mandy Todd i nic ani tym bardziej nikt nie mógł tego zmienić...
~*~*~*~
Mimo, że mecz zakończył się nieszczęśliwie dla Kanonierów, to chłopaki nie tracili złych humorów. To, że przegrali z Chelsea, nie przekreślało całego sezonu.
Theo zaproponował, by pójść do jakiejś knajpy i rozerwać się trochę. Aaron z chęcią przystanął na propozycję przyjaciela.
- Znam świetne miejsce! – Powiedział, Walijczyk. – Jest niedaleko stadionu. Właściwie pięćdziesiąt metrów stąd.
- Świetnie. – Powiedział, Kieran, który z chęcią dołączył się do przyjaciół.
Klub, do którego Aaron zaprowadził znajomych był niewielki, ale przytulny. Ramsey skierował się do baru, by zamówić coś do picia, a reszta towarzystwa poszła zająć wolne miejsca. Kilka sekund później Ramsey dołączył do przyjaciół. Rozejrzał się po wnętrzu i kiedy jego wzrok padł na niewielką scenę, znajdującą się tuż naprzeciwko ich stolika, uśmiechnął się do siebie. Przez chwilę obserwował, jak dwóch młodych mężczyzn rozkłada sprzęt do karaoke.
- Całkiem przyjemne miejsce. – Powiedziała, Mary.
- Kilka tygodni temu odkryłem tą knajpę... – urwał, ponieważ kelner przyniósł napoje, zamówione wcześniej przez Walijczyka.
- Boss dał wam popalić w szatni? – Zapytała, blondynka.
- Nie, bo był zajęty kłótnią ze swoją żoną. – Odpowiedział, Kieran z wyraźną ulgą w głosie.
- Witam pastwa bardzo serdecznie. – W głośnikach rozbrzmiał głos mężczyzny, który kilka minut temu był zajęty montowaniem sprzętu do karaoke. – Jak co sobotę, zaczynamy wieczór z karaoke, więc jeśli ktoś jest chętny, serdecznie zapraszamy.
- Idziemy śpiewać? – Zapytał ożywiony, Theo.
- Przecież ty rżysz, jak koń. – Zaśmiała się, Mary.
- No wiesz co? – Obruszył się urażony, Anglik. – Uważasz, że nie umiem śpiewać?
- Tak właśnie uważam. – Odpowiedziała.
- Może Theo nie umie śpiewać – zaczął konspiracyjnie, Aaron – ale Rose tak. – Kiedy skończył, ciemnowłosa wbiła w przyjaciela pełne gniewu spojrzenie.
- Naprawdę? – Zdziwiła się, Moore. – Dlaczego nie mówiłaś? – Zapytała z wyrzutem.
- Nie powiedziałam, bo to nie prawda. Aaron zmyśla. – Odparła szybko.
- Przecież śpiewałaś mi ostatnio. – Aaron nie dawał za wygraną.
- Jestem beznadziejna.
- Idź zaśpiewaj, a my już ocenimy czy wyjesz, jak osioł. – Powiedział zachęcająco Gibbs, jednak w mniemaniu Rose zabrzmiało, to co najmniej jak groźba.
- No idź – wyjęczał, Walcott. – Nie daj się prosić.
- No właśnie! – Zawtórował, Aaron.
- Nie mamy się z kogo ponabijać – zaśmiał się, Kieran, co Todd skwitowała groźnym spojrzeniem. – Żart – dodał szybko, wyciągając ręce w geście obronnym.
- Nie chciałaś po dobroci, to zrobimy inaczej – powiedział do siebie Ramsey. Wstał z czarnej, skórzanej kanapy i poszedł w kierunku sceny. Kiedy wszedł na sam jej środek, wziął do ręki mikrofon i uśmiechnął się szeroko. – Chciałbym zapowiedzieć występ, bardzo utalentowanej dziewczyny. Jest bardzo nieśmiała, zatem musicie zachęcić ją oklaskami. Przed państwem Rosemarie Todd! – Kiedy zakończył, w pomieszczeniu rozległy się oklaski i krzyki, zachęcające do występu. W momencie, kiedy Aaron zszedł ze sceny, Theo wypchał Rose na środek.
- Nie żyjesz, Ramsey – warknęła, zalana soczystym rumieńcem, przechodząc obok przyjaciela. Ten uśmiechnął się tylko złośliwie i usiadł na swoim miejscu, czekając na występ Rosemarie.
- Co chcesz zaśpiewać? – Zapytał, prowadzący karaoke, kiedy ciemnowłosa wkroczyła na scenę. Podeszła do laptopa i przez chwilę szukała odpowiedniego dla siebie utworu.
Czuła się zła i zażenowana. Nie lubiła śpiewać przed publiką, gdyż najzwyczajniej w świecie stresowało ją to. Poza tym, nigdy nie śpiewała dla nikogo innego, co dodatkowo ją denerwowało. Nadszedł jej mały debiut i pragnęła zaprezentować się jak najlepiej, chociaż ciągle nie była przekonana, co do pomysłu przyjaciół. Obiecała sobie, że przy najbliższej, nadarzającej się okazji zamorduje Aarona gołymi rękami za jego krótki język.
Kiedy już wybrała kawałek, podeszła do statywu z mikrofonem i spojrzała na publikę, która ucichła, kiedy w głośniach rozbrzmiały pierwsze dźwięki muzyki. Wzięła głęboki, uspokajający wdech, zamknęła oczy i zaczęła śpiewać.
!!!muzyka!!!
* I don't wanna make a scene
I don't wanna let you down
Try to do my own thing
And I'm starting to figure it out
That it's alright
Keep it together wherever we go
And it's alright, oh well, whatever
Everybody needs to know
You might be crazy,
Have I told you lately that I love you?
You're the only reason that I'm not afraid to fly
And it's crazy that someone could change me
Now no matter what it is I have to do, I'm not afraid to try
And you need to know that you're the reason why
I don't even care when they say
You're a little bit off
Look me in the eye, I say,
I could never get enough
'Cause it's alright
Keep it together wherever we go
And it's alright, oh well, whatever
Everybody needs to know
You might be crazy
Have I told you lately that I love you?
You're the only reason that I'm not afraid to fly
And it's crazy that someone could change me
Now no matter what it is I have to do, I'm not afraid to try
And you need to know that you're the reason why
If it was raining, you would yell at the sun
Pick up the pieces when the damage is done
You say it's just another day in the shade
Look at what a mess we made
You might be crazy
Have I told you lately that I love you?
You're the only reason that I'm not afraid to fly
You might be crazy
Have I told you lately that I love you?
You're the only reason that I'm not afraid to fly
And it's crazy that someone could change me
Now no matter what it is I have to do, I'm not afraid to try
And you need to know that you're the reason why
I don't wanna make a scene, I don't wanna let you down...
Kiedy skończyła śpiewać, odważyła się otworzyć oczy. Ludzie klaskali i skandowali jej imię. Nie mogła uwierzyć, że spodobało się publiczności. Podziękowała prowadzącemu i jak najszybciej wróciła do stolika, przy którym siedzieli jej przyjaciele.
- I ty twierdzisz, do cholery, że nie umiesz śpiewać? – Zapytał, Theo. – Dziewczyno! Masz potężny i piękny wokal! Gdzieś ty się tyle czasu kryłaś? – Mówił przejęty.
- Daj spokój. – Mruknęła zawstydzona.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że śpiewasz? – Zapytała, Mary.
- Bo nie śpiewałam. Poza tym, jakie ma to znaczenie?
- Wielkie. – Odpowiedziała, blondynka, zastanawiając się nad czymś. – Wielkie, bo zrobiłabyś wielką furorę w świecie muzyki.
- Daj spokój. Ja i furora w świecie muzyki? – Żachnęła, Todd.
- Tak, furorę – powtórzyła z mocą, przyjaciółka ciemnowłosej. – Już widzę te plakaty i hasła: „Nowy fenomen wokalny” – powiedziała, wymachując rękoma. Rose skrzywiła się nieznacznie.
- Mam przeciętny głos.
- Serio, ty nie lubisz dostawać komplementów. – Mruknął, Kieran.
- Musimy coś zrobić. – Zagadnęła, Mary, pocierając brodę. – I już wiem co! – Wykrzyknęła głośno, szturchając lekko Theo, który pijąc sok, oblał się. Zrobił naburmuszoną minę, gdyż jego dziewczyna nawet nie zauważyła wielkiej, ciemnej plamy na jasnym podkoszulku Walcotta.
- Mary – zaczęła, spokojnie Rose. – Nie wiem, co planujesz, ale studząc twoje zagorzałe pomysły, muszę powiedzieć, że...
- Cicho, cicho – przerwała, Moore gestem ręki, wskazując, by nie przeszkadzano jej.
- Oho! Moja dziewczyna jest na etapie wymyślania iście dobrego planu. – Roześmiał się, Theo, wycierając swój mokry podkoszulek.
- Super, ekstra planu – poprawiła szybko i uśmiechnęła się przebiegle. – Mandy Todd bój się, bo nadchodzi nowa gwiazda – powiedziała pewnym tonem.
- Taa... – wymruczała z niechęcią, Rose. – Coś ty wymyśliła?
- Tak w wielkim skrócie: nagramy płytę i zrobimy z ciebie gwiazdę.
~*~*~*~
- Zrozum – zaczęła zmęczonym tonem głosu, Rose. Do domu wróciły niecałe dwie godziny temu i miała już serdecznie dość paplaniny starszej przyjaciółki na temat wielkiej kariery, gdyż wiedziała, jakimi prawami rządzi się show biznes. – Twój pomysł nie wypali.
- Dlaczego? – Zapytała, blondynka, wycierając naczynia.
- Wiem, że jesteś optymistką, jednakże nawet i ty powinnaś realistycznie spojrzeć prawdzie w oczy: nie nadaję się do świata muzycznego.
- Bzdury gadasz. Wszyscy w klubie słyszeliśmy twoje możliwości wokalne, więc teraz nie mydl mi oczu, gadką, że się nie nadajesz.
- Talent to nie wszystko. – Westchnęła, przypominając sobie, jaką ciężką drogę Mandy musiała przejść, by znaleźć się na szczycie. – Trzeba mieć sporo pieniędzy...
- O to się nie martw...
- Nie przerywaj mi – powiedziała ostro. – Może pieniądze nie są głównym problemem, ale jest kilkanaście innych, które wykluczają mnie do wejścia w wielki świat show biznesu.
- W takim razie oświeć mnie. – Mruknęła, opadając bezradnie na krzesło.
- Otóż, trzeba mieć profesjonalne studio nagraniowe, świetnych dźwiękowców i ludzi, którzy znają się na tym. Trzeba mieć również zespół, który grałby razem ze mną. Trzeba mieć olbrzymie zaplecze medialne, aby rozkręcić karierę, co nie jest wcale takie łatwe. A wracając do mnie, ja naprawdę nie nadaję się na piosenkarkę. Piękny głos nie daje stu procentowego sukcesu. Ważna jest ta cała otoczka: jak dobra prezencja, obycie ze sceną, a w tych kwestiach jestem całkowicie zacofana. – Kiedy zakończyła swój wywód, który – jak miała nadzieję – trafi do Mary, usiadła naprzeciwko niej i upiła łyk wody mineralnej.
- I tak wiem, że jesteśmy skazani na sukces, ponieważ te wszystkie kwestie, które omówiłaś, można szybko załatwić. Chyba zapomniałaś, że pracuję dla Sony Music. Poza tym, jako twój menadżer doskonale zajęłabym się twoją karierą. A co do tych umiejętności, o których na koniec wspomniałaś, to bardzo łatwo je wyszkolić. Pamiętaj, że praktyka czyni mistrza i to, że twoją przyjaciółką jest Mary Moore, dziewczyna, która nigdy nie przegrywa.
Tak, zdecydowanie z tym ostatnim musiała się zgodzić. Mary Moore nigdy nie przegrywa...
_______________________________
* Victoria Justice -
Z każdym rozdziałęm coraz bardziej mnie zaskakujesz.Czytam ten i poprzedni blog i juz nie moge doczekać sie nastepnego
OdpowiedzUsuńzapraszam na jedyneczke na http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/2013/04/rozdzia-pierwszy.html
Fajny!
OdpowiedzUsuńMandy zaczyna mnie nieźle irytować. Niech da sobie spokój z Aaronem i tak juz nie ma u niego szans! Rasmesy słusznie postąpił wchodząc na scene , zapowiadajac występ Rose. Powinna wziąć się za siebie i uwaierzyć w swój talent. Pieniądze czy dobre warunki do nagrywania piosenek to nie wszystko, trzeba miec też chęci :)
http://freedoomcry.blogspot.com/2013/04/rozdzia-5.html
Mandy naprawdę zaczyna mnie mocno wkurwiać. Taka primadonna, która myśli, że wszystko jej się należy no naprawdę na boga nich zmieni swoje zachowanie bo ludzie pouciekają od niej!
OdpowiedzUsuńBardzo spodobało mi się zachowanie Ramseya i w to jak "wrobił" Rose zapraszając ją na scenę. Ta bohaterka z kolei naprawdę mogłaby trochę bardziej w siebie uwierzyć!
Piękny rozdział, dlatego życzę weny kochana!
Pozdrawiam!
Mandy mnie wkurza. Niech sobie da spokój z Aaronem. On woli Rose! :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że Rose śpiewa. mam nadzieję, że skopie Mandy tyłek.
Aaron jest fajny, no nie? xd Czekam na następny rozdział :)
Super rozdział! Bardzo mi się podoba twój szablon.
OdpowiedzUsuńZapraszam do sb dopiero zaczęłam proszę o wyrozumiałość http://kara-bra.blogspot.com/
zapraszam na rozdzial 6 :)
OdpowiedzUsuńhttp://freedoomcry.blogspot.com/2013/04/rozdzia-6.html
kiedt dodasz nastepny?
OdpowiedzUsuńw końcu udało mi się nadrobić z czytaniem twojego bloga z czego ogromnie się cieszę :)
OdpowiedzUsuńMandy jest naprawdę irytująca, mam nadzieję że nie namiesza zbyt w życiu Aarona a on wraz z Rose będą szczęśliwi ;)
czekam na następny.
zapraszam do siebie http://livee-love-laaugh.blogspot.com/
http://freedoomcry.blogspot.com/2013/05/rozdzia-8.html zapraszam na rozdział 8 :))
OdpowiedzUsuń