czwartek, 19 września 2013

12. Koncert

     
     Obudziła się wyjątkowo wcześnie, bo gdy otworzyła oczy, zegar pokazywał godzinę szóstą. Jednak i tak czuła się wypoczęta i pełna energii. Poza tym, nie mogła doczekać się koncertu.
     Mimo, że bała się swojego debiutu, wiedziała, że to krok naprzód. Razem z zespołem oraz pod czujnym wzrokiem Mary, była pewna, że pokonają każdą górę lodową.
     Wypoczęta i gotowa do działania, wstała z łóżka. Mimo, że ostatnie dni było bardzo wyczerpujące, gdyż zaczął się rok akademicki oraz próby były częstsze, to nie żałowała, tego co się działo w jej życiu. Była szczęśliwa. Pierwszy raz w swoim życiu mogła szczerze powiedzieć, że jest szczęśliwa.
     Idąc do kuchni, zaniepokoił ją pewien fakt. Otóż, Theo spał na kanapie w salonie. Zmartwiła ją wizja konfliktu pomiędzy Mary, a Theo. Według Rose byli idealną parą.
     Powoli zaczęło dochodzić do niej, co mogło być przyczyną domniemanej kłótni. Jonathan Blatz był niezaprzeczalnym powodem konfliktu.
     - Cześć, Rose – usłyszała zaspany głos przyjaciela. – Co tak wcześnie na nogach? – Zapytał, wchodząc do kuchni.
     - O to samo chciałabym ciebie zapytać. – Odparła, ciemnowłosa. – O co poszło? – Zapytała.
     - Wiedziałaś, że... – urwał, ponieważ do kuchni weszła Mary.
     Miała podkrążone oczy i tak samo, jak Theo, nie spała dobrze tej nocy. Wiedziała, że zraniła chłopaka i pragnęła, jak najszybciej wyjaśnić wczorajszą sytuację. Nie mogła znieść myśli, że jej ukochany jest na nią wściekły. Jednak nie chciała, aby jej przyjaciółka była świadkiem ich rozmowy.
     - I co, stresujesz się? – Zapytała, entuzjastycznie Mary. Rose znała przyjaciółkę już dostatecznie długo, by wiedzieć, że entuzjazm w głosie blondynki był wymuszony.
     - Wiecie co – zaczęła lekko poirytowana, Rose – wyjaśnijcie sobie wszystko, a potem pogadamy, w porządku? – Zaproponowała, wychodząc z kuchni.
     Mary spojrzała na Walcotta. W milczeniu zaczął przygotowywać śniadanie.
     - Theo – rozpoczęła, Mary, jednak ciemnoskóry zignorował swoją ukochaną. Złość na dziewczynę jeszcze nie minęła i zwykłe przepraszam nie wystarczyłoby, aby załagodzić konflikt. – Nie ignoruj mnie – poprosiła. – Theo, porozmawiaj ze mną.
     - Chyba nie ma o czym – mruknął, nie zaszczycając Mary spojrzeniem.
     - Wybacz, że tak się stało.
     - Przyjąłem to do wiadomości.
     - Kolacja była formą  z a k ł a d u, nic więcej. Powinieneś mi ufać – powiedziała, podnosząc głos o kilka tonów wyżej. Theo zaśmiał się, jednak nie było w tym nic serdecznego.
     - To dlaczego mi nie powiedziałaś? – Zapytał, spoglądając na blondynkę z wyrzutem.
     - Bo doskonale wiedziałam, że nie spodobałoby ci się  t o – wyjaśniła.
     - Masz rację, ale nie zabolałoby mnie to tak bardzo, gdybym wiedział.
     - Źle zrobiłam, ale jestem tylko człowiekiem i jak każdy, popełniam błędy. Wybacz mi, Theo. Kocham ciebie i tylko ciebie. – Powiedziała, podchodząc coraz bliżej do Walcotta. Wtuliła się w ukochanego. Przez chwilę bała się, że ją odepchnie, jednak tak się nie stało.
     - Kocham cię i nie potrafię się na ciebie długo gniewać, ale nie rób mi tego nigdy więcej. Mów mi o wszystkim, wiesz, że zawsze cię wysłucham. – Szepnął.
     - Przepraszam. Bardzo cię kocham – powiedziała, spoglądając w oczy swojego ukochanego.
     Theo uśmiechnął się i delikatnie musną wargami usta Mary.

~*~*~*~

     Simon Cowell, jako główny założyciel Syco Music z bólem serca zwołał zebranie kryzysowe. Finanse wytwórni wskazywały, że ta upada i tylko cud mógłby uratować Syco przez całkowitym bankructwem.
     Idąc na zebranie, nie potrafił kryć złości, jaka wzbierała się w nim. Czuł gniew, ale przede wszystkim czuł się upokorzony, gdyż wielki Simon Cowell – wydawać by się mogło niezniszczalny człowiek – jest nad przepaścią. I doskonale wiedział, że nie ma takiej rzeczy, która obecnie wyciągnęłaby go z tarapatów.
     - Witam państwa. – Gdy wszedł do wielkiej sali konferencyjnej, przywitał cały zarząd Syco Music oraz kilku przedstawicieli Sony Music. W ręku trzymał teczkę, w której znajdowała się wyrocznia wytwórni.
     Podszedł do stołu, przy którym siedziała już reszta. Usiadł i z każdym próbował nawiązać kontakt wzrokowy.
     - Słuchajcie, nie przynoszę dobrych wiadomości – rozpoczął – niestety wytwórnia jest na przepaścią finansową. Krótko mówiąc: jesteśmy bankrutami.
     - Masz jakieś pomysły, aby wyjść z kryzysu? – Zapytał, Benjamin McLevis, główny zarządca Sony Music.
     - Potrzebny jest cud, a jak na razie nie ma go.
     - A co jeśli ja mam szalupę ratunkową? – Zagadnął, konspiracyjnie Jonathan Blatz.
     Wszyscy, nawet Simon wydał się szczerze zdziwiony.
     - Tylko nie wiem czy Mandy będzie zadowolona – dodał, z tajemniczym uśmiechem.

~*~*~*~

     Do koncertu pozostało kilkanaście minut i myślała, że serce wyskoczy jej z piersi. Za kilka chwil jej marzenie, by stanąć na scenie i zaśpiewać ze swoim zespołem urzeczywistni się. Nie zdawało jej się, że nastąpi to tak szybko.
     - Dobra chłopaki, teraz wyglądacie, jak ludzie – stwierdziła, Mary.
     Dwie godziny zajęło jej, aby namówić chłopaków do ubrania tego, co sama wybrała. Chciała, aby prezentowali się dobrze nie tylko pod względem muzycznym, ale również wizualnym. Rose również wyglądała pięknie.
     - Ja się czujecie? – Zapytał, Theo, wchodząc razem z Aaronem do niewielkiej garderoby.
     Aaron, widząc Rosemarie uśmiechnął się szeroko. Podszedł do niej i mocną ją uściskał.
     - Dawno się nie widzieliśmy – szepną dziewczynie do ucha, powodując ciarki na skórze ciemnowłosej.
     - Ostatnio tyle się dzieje, że ciężko nadążyć – mruknęła, Rosemarie.
     - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że spełniasz swoje marzenia. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. – Powiedział z mocą w głosie.
     Był dumny z Rosemarie, że ta rozpoczęła walkę o swoje szczęście. Był gotów, aby pomóc jej stoczyć największy bój, aby w końcu poczuła się spełniona i doceniona. Przerażała go myśl, że nie będzie go przy niej, gdy Rosemarie będzie potrzebować jego pomocy. Obiecał sobie, że zawsze będzie ją wspierać, tak jak ona go wspierała i podtrzymywała na duchu, gdy walczył z kontuzją. To między innymi dzięki Rosemarie uwierzył w swoje możliwości. Chciał być dla niej taką samą ostoją, jaką Todd była dla niego, gdy on tak bardzo jej potrzebował.
     - Muszę wam coś powiedzieć – powiedziała podekscytowana Moore, przywracając tym samym Aarona do rzeczywistości. – Koncert wasz będzie oglądał Jonathan z kilkoma ważnymi osobistościami z Sony Music, więc musicie dać z siebie wszystko. Wiem, że teraz ciąży na was ogromna presja, ale wiem, że dacie radę. Wszystko w porządku? – Ostatnie słowa skierowała do ciemnowłosej.
     Rosemarie usiadła na krześle i zaczęła głęboko oddychać. Właśnie tego najbardziej się obawiała – panicznego stresu, który wypełnił całe jej ciało oraz umył. Bała się, że gdy wyjcie na scenę i zobaczy tych wszystkich ludzi, nie wydobędzie z siebie żadnego dźwięku. Była przerażona, że zawiedzie Mary, zespół, przyjaciół. Jednak najbardziej przerażał ją fakt, że może zawieść siebie, a wtedy przegra walkę ze swoją nieśmiałością. Wówczas pozwoli, aby strach na nowo zawładną jej życiem i zniweczył cały plan oraz to na co od kilku tygodni ciężko pracowała.
     Weź się w garść, pomyślała. Nie mogła teraz się wycofać. Wszyscy na nią liczą.
     - Rose – dobiegł ją kojący głos, Aarona. Piłkarz ukucną przed nią i złapał jej lodowate dłonie. – Wszystko będzie dobrze, tylko opanuj negatywne emocje – mówił spokojnie i wydawało się, że każde słowo dobierał z dokładną starannością. Nie chciał jeszcze bardziej stresować dziewczyny, gdyż widział, jaka jest przerażona. – Zostawcie nas samych – zwrócił się do przyjaciół.
     - Za pięć minut wychodzimy na scenę – mruknął, Kevin, spoglądając na zegar. Ramsey spiorunował spojrzeniem kolegę.
     Kilka sekund później w garderobie rozbrzmiał dźwięk zamykanych drzwi. Zostali sami.
     - Rose, spójrz na mnie – poprosił łagodnie, łapiąc za podbródek, zmuszając tym samym ciemnowłosą, aby spojrzała na niego. – Co się dzieje?
     - Boję się – powiedziała lekko zachrypniętym głosem. – Boję się, że zawiodę zespół, Mary...
     - Nie zawiedziesz – zaprzeczył szybko. – Nie wolno ci tak myśleć. Jesteś wspaniała czy tego chcesz czy nie. Nie pozwól by strach pokonał cię. Bądź silna – ciągnął, ani przez moment nie spuszczając Rose z oczu.
     W oczach chłopaka malowała się troska i czułość. Czuła, że słowa Aarona są szczere i pochodzą prosto z serca.
     Wierzył w nią oraz pragnął, aby i ona uwierzyła w siebie.  
     Rosemarie wzięła głęboki wdech.
     - Dziękuję – szepnęła. Aaron obdarował dziewczynę pełnym czułości uśmiechem. Dotknął jej zaróżowionych policzków. Przybliżył się nieco, chcąc ją pocałować, ale w tym samym momencie do garderoby wpadła Mary.
     - Już czas – powiedziała, nie mając pojęcia, co mogło się wydarzyć. Ramsey skrzywił się nieznacznie, wstając. Rosemarie poszła za przykładem Aarona, przeglądając się w lustrze.
     - Wyglądasz ślicznie, ale idź już – powiedział pośpiesznie, Aaron. Rose wzięła raz jeszcze uspakajający wdech i wyszła za Mary.
     To była jej chwila prawdy...

~*~*~*~

     Patrząc tępym wzrokiem w mało interesujący sufit, miała wrażenie, że ostatnie dni były tylko złym koszmarem. A jednak, ciągle leżała na łóżku i ani razu nie zbudziła się z koszmarnego letargu.
     - Mam złą wiadomość – zakomunikowała, Alice, wchodząc do sypialni Mandy. Ciemnowłosa zignorowała menadżerkę i uparcie wpatrywała się w sufit, jakby chciała coś interesującego z niego wczytać... – Plotki chodzą, że Simon ma na oku nową dziewczynę, która będzie główną gwiazdą wytwórni. – Te słowa podziałały na Mandy, jak kubeł lodowatej wody. Piosenkarka zerwała się z łóżka i zaczęła przemieszczać się po pokoju.
     - Jak to? – Zapytała, nerwowo wymachując rękoma. – Przecież to ja jestem główną gwiazdą.
     - Ale twoja płyta nie daje zysków wytwórni.
     - Chcesz powiedzieć, że jestem zbędnym pionkiem? – Zapytała, spoglądając na kobietę.
     - Nie, ale musisz wziąć się w garść. Spójrzmy prawdzie w oczy, od jakiegoś czasu przestałaś zaskakiwać.
     - Przestałam zaskakiwać? – Powtórzyła słabo.
     - Zaczęłaś produkować tandetny pop. Nie pamiętasz, jak zaczynałaś? – Zapytała. Ton głosu Morgan był napięty.
     - To co mam zrobić?
     - Nie wiem. – Mruknęła, opadając na kanapę.
     - Przecież za coś ci płacę! – Wykrzyknęła wzburzona.
     - Stwórz coś swojego. – Zaproponowała, Alice.
     - Przecież nie umiem pisać piosenek – warknęła, długowłosa.
     - Tak ciężko zajrzeć w głąb siebie i przekazać prawdziwą Mandy Todd? – Zapytała, Alice.
     To pytanie z pozoru banale, jak echo odbijało się w głowie piosenkarki, a odpowiedź była trudniejsza niż ktokolwiek by przypuszczał. Nigdy nie stworzyła nic, co by pochodziło prosto z serca. Zawsze dostawała gotowy materiał na płytę, więc nigdy nie martwiła się o swój repertuar. Jednak wszystko ulega zmianie.
     I będzie musiała się do tych zmian przystosować.

~*~*~*~

     Schodząc ze sceny, czuła, że napełnia ją pozytywna energia. Pierwszy koncert wyszedł idealnie i wydawało się, że każdy dobrze się bawił.
     Czuła, że wygrała. Wygrała z najmroczniejszymi lękami. Wiedziała, że przed nią jeszcze długa droga, aby całkowicie pokonać strach, ale wiedząc, że ma przy sobie oddanych przyjaciół, była dobrej myśli, że wszystko się ułoży.
     Gdy weszła na scenę i spojrzała na tych wszystkich ludzi, którzy przyszli posłuchać nowej kapeli, poczuła, że scena, jest miejscem, gdzie może przekazać innym wszystkie swoje emocje. Te pozytywne, jak i negatywne, gdyż każda piosenka opowiada o jej przeżyciach, marzeniach i lękach. Będąc na scenie, zrozumiała, że śpiew jest tym, czym pragnie się zajmować i nikt, nawet Mandy Todd nie zabierze jej radości i satysfakcji.
     Gdy znalazła się już poza polem widzenia publiczności, pobiegła do Aarona, prosto w jego ramiona. Nie miało dla niej znaczenia, że przyjaciele przyglądają się tej scenie. Pragnęła poczuć silne ręce, które obejmują ją w tali oraz słyszeć ten cudowny głos, który za każdym razem podnosi ją na duchu i przyprawia o szybsze bicie serca. Kocha Aarona Ramseya całym sercem, a każdy następny dzień tylko pogłębia jej uczucie do niego.
     Gdy już znaleźli się w garderobie, mogli odetchnąć i chwilę odpocząć. Byli pewni, że zrobili ogromne wrażenie na publiczności.
     - Witajcie, kochani – do środka wszedł Jonathan Blatz. Jak zwykle prezentował się doskonale w szarym, na miarę skrojonym garniturze.
     Mary spojrzała ukradkiem na Theo. Mimo, że grzecznie siedział na krześle obok Aarona, to była pewna, że nie był szczęśliwy z obecności jej byłego chłopaka. Wiedziała, że będzie musiała ograniczyć kontakty ze swoim szefem. Nasuwa się tylko pytanie: czy tego chce? Kocha Theo, jednak nie chciała całkowicie rezygnować ze znajomości z Jonathanem. Miała do niego pewien sentyment. Poza tym, łączy ich wspólna przeszłość i niegdyś to Jonathan był dla Mary całym światem.
     - Muszę przyznać, że daliście z siebie wszystko – powiedział z lekkim uśmiechem. Spoglądał na wszystkich, jednak jego wzrok zatrzymał się na Mary i Theo. Zmarszczył delikatnie brwi, a następnie powrócił do zespołu. – Byliście świetni, a ty Rose – zwrócił się do ciemnowłosej, która siedziała przy toaletce – byłaś cudowna. McLevis jest tobą zachwycony, to znaczy wami wszystkimi. I jeśli nie macie na jutro niczego zaplanowanego, chcielibyśmy się z wami spotkać. Musimy omówić parę kwestii.
     - Czyli? – Zapytał, Kevin. Jonathan uśmiechnął się tajemniczo.
     - Jutro dowiecie się wszystkiego. A teraz idę, ponieważ ktoś chce z wami porozmawiać – dodał, wychodząc z garderoby.
     Kilka sekund później do środka wszedł Gary LeVox. Nikt nie musiał go przedstawiać. Był to wokalista amerykańskiego zespołu Rascal Flatts.
     - Dobry wieczór – odezwał się, spoglądając na każdego. Wszyscy byli w głębokim szoku, że stoi przed nimi gwiazda country. Mary jako jedyna szybko się opanowała się i podeszła do mężczyzny.
      - Witam, jestem Mary Moore, menadżer The Thames River – powiedziała, ściskając rękę, którą Gary do niej wyciągnął.
     - Widziałem wasz koncert i muszę przyznać, że jesteście bardzo utalentowani. A wokalistka wykazuje wysoki poziom wokalny. Jesteś dziewczyno bardzo utalentowana. – Mówił, uśmiechając się serdecznie. Spojrzał na Rosemarie. – Sami tworzycie? – Zapytał.
     - Tak – odpowiedział, Kevin. – To znaczy, wszystkie piosenki napisała Rose, my jedynie pomogliśmy w aranżacji – dodał po chwili. – Dziewczyna jest mega utalentowana.
     - Zgadzam się, jednak nie przyszedłem tutaj o tym rozmawiać. – Mruknął, wyciągając z portfela wizytówkę, którą podał Adamowi. – Tutaj jest adres, jeżeli jesteście zainteresowani, przyjdźcie jutro do mnie o siedemnastej. Mam dla was interesującą propozycję. – Nikt nawet nie zdążył zadać jakiegokolwiek pytania, ponieważ LeVox już wyszedł z garderoby.


____________________

Witajcie!

Tak strasznie mi wstyd, że przez bardzo długi okres nie dodałam nic nowego, ale miałam ku temu powody. Po pierwsze codziennie pracowałam. Od rana do wieczora i nie miałam praktycznie na nic czasu. Po drugie straszne zamieszanie se studiami. (tak na marginesie dostałam się tam, gdzie chciałam) A po trzecie moja babcia i ciocia zmarły w przeciągu niecałych dwóch tygodni i byłam totalnie załamana i rozbita. Odechciało mi się wówczas wszystkiego i mam nadzieję, że zrozumiecie. Teraz postaram się dodawać rozdziały co weekend, tak jak to było w ubiegłym roku szkolnym.
Następny rozdział pojawi się dopiero w przyszłym tygodniu, a wszystko przez to, że w ten weekend sie przeprowadzam i nie będę mieć najzwyczajniej w świecie czasu. Ale obiecuję, że nadrobię. Oraz nadrobię Wasze blogi.
Mam też nadzieje, że nie zapomnieliście o moim opowiadaniu i jeszcze  k t o ś  tu zagląda.
Pozdrawiam serdecznie!

poniedziałek, 15 lipca 2013

11. Zakład

WIELKA PRZEGRANA MANDY TODD!

Nikt się nie spodziewał, a jednak – porażka Mandy Todd boli nie tylko samą piosenkarkę...

 
     Mimo, że od gali MTV EMA minęło dwa tygodnie, to problemy młodej piosenkarki nie kończą się. Otóż, nasi informatorzy donieśli nam, że płyta „Around The World” sprzedaje się coraz słabiej i jeśli ta sytuacja nie zmieni się w najbliższym czasie, to wytwórnia Syco Music wycofa produkcję płyty Mandy. To kolejny cios dla piosenkarki.
     Sama zainteresowana milczy, nawet jej długoletnia menadżer nie zabiera głosu w tej sprawie. Czyżby aż tak źle działo się w życiu naszej Gwiazdki?
     Przez niskie zainteresowanie płytą Mandy Todd cierpi również na tym wytwórnia, która ma coraz większe problemy finansowe.
     Redakcja The Miss Independent ma jednak nadzieję, że problemy Mandy i wytwórni niebawem się zakończą.
     Teraz chcielibyśmy w imieniu amerykańskiego zespołu Rascal Flatts zaprosić Was na ich koncert, który odbędzie się dziś na Wembley. Wiemy, że zostało jeszcze kilka wolnych biletów. 



     Jej życie legło w gruzach – tak przynajmniej myślała Mandy, która od dwóch tygodni nie wyszła z domu ani na moment. Nie wygrała żadnej nagrody, czym udowodniła swoim przeciwnikom, że jest słaba i beznadziejna.
     Pragnęła zniknąć z powierzchni ziemi. Nie mogła znieść porażki, która była ciosem prosto w serce. Bała się, że straciła wysoką pozycję w branży muzycznej.
     - Dosyć – powiedziała stanowczo, Alice, wchodząc do sypialni Mandy. Piosenkarka jęknęła, zakrywając się kołdrą. W samotności chciała użalać się nad swoim beznadziejnym życiem. – Nie będziesz chyba tak leżeć w nieskończoność? – Zapytała.
     - Będę – odpowiedziała, przytłumionym głosem. Morgan westchnęła ciężko.
     - Czeka cię masa roboty. – Zakomunikowała, ściągając kołdrę z piosenkarki.
     - Na przykład?
     - Na przykład wywiady, koncerty. Musimy coś zrobić, bo inaczej Simon wycofa produkcję płyty. A tego nie chcemy, prawda?
     - Simon bardzo jest zły? – Zapytała, Mandy, gdy wstała z łóżka.
     - Jest wściekły i lepiej byś dzisiaj pojechała do wytwórni. Od kilku dni chce się z tobą skontaktować. Ze mną już nawet nie chce rozmawiać. – Wyjaśniła, Morgan.
     - Wyrzuci mnie – mruknęła, Mandy, opadając na łóżko.
     - Wyrzuci, jeśli nic nie zrobisz. Porażka na gali to nie koniec świata.
     - To jest koniec wszechświata! – Wykrzyknęła, Todd. Alice pokręciła głową z dezaprobatą.
     - Dostałaś kopniaka w tyłek, który powinien dać ci wiele do myślenia.

~*~*~*~

     Nie mogła uwierzyć, że za kilka chwil przekroczy próg wielkiej wytwórni Sony Music. Była wdzięczna losowi, że dał jej szansę, jednak najbardziej była wdzięczna Mary, bo to dzięki niej będzie mogła spełnić swoje najskrytsze marzenia.
     Spojrzała na chłopaków z zespołu. Wszyscy byli pozytywnie nastawieni i chętni do współpracy. Cieszyła się, że to właśnie z nimi wejdzie w ten niebezpieczny świat show biznesu. Wiedziała, że może na nich polegać i ufać im, ponieważ tak samo, jak ona, chłopaki nie mają nic do stracenia. Jedynie mogą zyskać miłość i uznanie fanów. I tego też pragnęła Rose. Nie zależało jej na wielkiej fortunie, chce tylko zobaczyć na twarzach swoich odbiorców szczęście i wielki uśmiech, który potwierdziłby, że jej ciężka praca ma sens.
     Gdy weszli do ogromnego budynku, każdy nawet najdrobniejszy szczegół - jak na przykład wazon lub fotel – wzbudzał w nich zachwyt. Ich entuzjazm udzielał się nawet pracownikom wytwórni, których mijali na korytarzu.
     - Teraz idziemy do studnia, gdzie czeka na nas Steven. Będzie on przy waszej pracy, aby pokazać wam, jak działają wszystkie sprzęty. – Powiedziała, Mary, gdy czekali na windę.
     - Ale tu jest super – powiedział, zachwycony Adam. Blondynka uśmiechnęła się lekko. Gdy weszli do windy, Kevin rozpoczął swoje kolejne przesłuchanie.
     - A jeżeli Jonathan uzna, że jesteśmy beznadziejni. Czy on się w ogóle zna na muzyce?
     - Na pewno tak nie uzna. I tak, zna się na muzyce. Inaczej nie pracowałby w tej branży – odpowiedziała, Mary spokojnie.
     - A jeżeli nie pomoże nam, aby podpisać kontrakt płytowy z Sony?
     - Kevin! Nie zadawaj mi takich pytań. Nie jestem jasnowidzem – warknęła, Moore lekko poirytowana.
     Gdy dotarli na siódme piętro, skierowali się do studia numer osiem. Mary nie pukając, weszła do środka. W studiu czekali już Steven i ku zdziwieniu Mary – Jonathan.
     - Witajcie – przywitał, Jonathan zespół. Był rozluźniony i pełen optymizmu. Nie mógł doczekać się tego spotkania.
     - A oto i oni The Thames River – powiedziała, Mary.
     - Jestem Jonathan, a to Steven. – Przedstawił siebie i swojego pracownika. Dopiero, gdy spojrzał na ciemnowłosą, zorientował się kim ona jest. – Jesteś siostrą Mandy Todd? – Zapytał, wyraźnie rozczarowany.
     Mary zmarszczyła czoło. Nie spodobał jej się ton wypowiedzi Jonathana.
     - Tak – odpowiedziała Moore za swoja przyjaciółkę. – Czy to coś zmienia? – Zapytała, zwracając się do szefa.
     - Dużo zmienia. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że ta niby utalentowana dziewczyna to siostra Todd?
     - Nie wiedziałam, że to takie istotne – warknęła, kładąc ręce na biodrach. – Czyli nam nie pomożesz? – Zapytała.
     - Nie. Nie mogę. – Odpowiedział, wychodząc ze studia.
     Mary wybiegła za Jonathanem. Nie mogła pozwolić, by ich jedyna szansa na nagranie epki przepadła.
     - Jonathan! Czekaj! – Krzyknęła za mężczyzną. Blatz zatrzymał się i odwrócił do blondynki. – Dlaczego nie chcesz posłuchać, jak grają? Dlaczego nie chcesz posłuchać, jak śpiewa Rose? Skreślasz ją tylko dlatego, że jest siostrą wielkiej Mandy Todd? Zauważ jednak, że ta wielka Mandy Todd idzie powoli na dno.
     - Mary – zaczął spokojnie – wiem, jak ci zależy na tym, ale...
     - Ale co? – Przerwała ostro. – Nie masz po prostu żadnego sensownego argumentu.
     - Może masz rację – mruknął, zakładając ręce na piersi.
     Przyjrzał się Mary. Mina kobiety była pełna determinacji. Taką ją właśnie zapamiętał kilka lat temu: silną, pełną samozaparcia kobietą. Kochał w niej siłę wali, zdecydowanie, ale przede wszystkim kochał jej dobre serce.
     Uśmiechnął się tajemniczo.
     - Zawyjmy pewien układ – zaczął konspiracyjnie. – Jeśli mi się nie spodobają i stracę swój czas, zabierasz mnie na kolację, a jeśli spodobają mi się, to ja cię zabiorę. Co ty na to? – Zapytał z błyskiem w oku.
     - W porządku – odpowiedziała szybko, za szybko, bo nawet nie zastanowiła się nad propozycją Jonatana. Dopiero, gdy wracali do studia zorientowała się, w co się wpakowała. – Wychodzi na to, że i tak pójdziemy na kolację.
     - Taki mój haczyk – powiedział, mrugając do niej porozumiewawczo.
     Gdy weszli do studia cały zespół w napięciu czekał, na to, co za chwilę usłyszy, jednak, Jonathan bez słowa przeszedł obok nich, usadowił się wygodnie na czarnym fotelu i spojrzał na grupę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
     - Jonathan da nam szansę – zakomunikowała, Mary. Gołym okiem można było dostrzec, jak zespół nieco się wyluzował.
     Kilka minut później Rosemarie wraz z chłopakami weszli do pomieszczenia, w którym mieli zagrać. Mary w skupieniu czekała na występ zespołu. Wiedziała, że są utalentowani i wierzyła w ich siłę. Obawiała się jednak, że stres źle wpłynie na Rose.
     - Stop! – Powiedział, Jonathan, do mikrofonu. - Wszystkich chłopaków proszę, aby na moment zostawili Rose.
     Wszyscy byli zdziwieni prośbą mężczyzny, jednak zrobili tak, jak tego chciał. Rose spanikowana spojrzała na Mary. Ta pokręciła głową, że również nie ma pojęcia o co chodzi.
     - Rosemarie, nie denerwuj się. Chcę najpierw usłyszeć twój głos. – Wyjaśnił, Jonathan, przywołując na twarz serdeczny uśmiech. Ten gest, jednak nie spowodował, że Rose rozluźniła się.
     Wzięła się w garść, usiadła na krześle i ułożyła sobie wygodnie gitarę na kolanach. Gdy zespół usłyszał pierwsze dźwięki muzyki, wymienili zdziwione spojrzenia, ponieważ nie znali tej piosenki.


*Feels like I have always known you
And I swear I dreamt about you
All those endless nights I was alone
It's like I've spent forever searching
Now I know that it was worth it
With you it feels like I am finally home

Falling head over heels
Thought I knew how it feels
But with you it's like the first day of my life

Cuz you leave me speechless
When you talk to me
You leave me breathless
The way you look at me
You manage to disarm me
My soul is shining through
Can't help but surrender
My everything to you

I thought I could resist you
I thought that I was strong
Somehow you were different from what I've known
I didn't see you coming
You took me by surprise and
You stole my heart before I could say no

Falling head over heels
Thought I knew how it feels
But with you it's like the first day of my life

You leave me speechless
When you talk to me
You leave me breathless
The way you look at me
You manage to disarm me
My soul is shining through
I can't help but surrender
Oh no
My everything to you

You leave me speechless
(the way you smile, the way you touch my face)
You leave me breathless
(it's something that you do I can't explain)
I run a million miles just to hear you say my name
Baby

You leave me speechless
You leave me breathless
The way you look at me
You manage to disarm me
My soul is shining through
I can't help but surrender
My everything to you

     Kiedy skończyła, w studiu rozbrzmiały oklaski. Rose oczywiście ich nie słyszała, ponieważ była w dźwiękoszczelnej kabinie.
     - Możesz tutaj przyjść? – Zapytał, Blatz.
     Odłożywszy gitarę akustyczną, wyszła z kabiny. Obawiała się, iż usłyszy za chwilę, że nie potrafi śpiewać i nie ma dla niej miejsca w show biznesie.
     - Powiedz, Rose, dlaczego chcesz śpiewać? – Zapytał, blondyn. Ciemnowłosa zamrugała zaskoczona pytaniem mężczyzny.
     - Bo tylko wtedy, kiedy śpiewam czuję się naprawdę silna. – Odpowiedziała z taką mocą, jakiej jeszcze nigdy nie odczuła. Jonathan uśmiechnął się szeroko do Mary.
     - Chyba to ja stawiam ci kolację – zaśmiał się, na co Mary odetchnęła z ulgą. – Gratuluję ci, Rose. Jesteś nie tylko śliczna, ale masz również piękny głos. Mandy wie, że ma tak potężną konkurentkę?
     - Mandy nic nie wie i niech tak na razie zostanie, w porządku? – Zapytała, Mary.
     - W porządku. – Odpowiedział, mężczyzna. – A teraz zapraszam cały zespół. Jestem ciekawy w jakich brzmieniach jesteście najlepsi.
     Kilka minut później The Thames River zaprezentowało swoją drugą piosenkę.

*I am fading fading Like a kid in the dary

You never take
Take the time to really look
Look at the one
The one I really am
You try to fit
To fit me in your perfect box
You let me slip
Between the cracks

Ref:
Now I'm faded
Into someone else
Baby someone I don't wanna be
Yeah I'm faded
My true color's gone
Like a picture nobody sees

I bet you don't
Don't even know my favorite song
You tell me how
How I should wear my hair
You wanna change
Everything I ever was
Try to erase me
'Til I'm not there

Ref:
Now I'm faded
Into someone else
Baby someone I don't wanna be
Yeah I'm faded
My true color's gone
Like a picture nobody sees

Now I'm faded
Like I never was
'Til I don't even know myself
Yeah I'm faded

Into what you want
But I'm not taking it too well

I don't wanna be your little picture-perfect-pretty-girl
Who's got nothing to say
And I'm not gonna wait around for you
To run my whole life down
I'll let you watch me fade away

You try to fit
To fit me in your perfect box
You let me slip
Between the cracks

Chorus
Now I'm faded
Into someone else
Baby someone I don't wanna be
Yeah I'm faded
My true color's gone
Like a picture nobody sees

Now I'm faded
Like I never was
'Til I don't even know myself
Yeah I'm faded
Into what you want
But I'm not taking it too well

Fading, Fading,I'm sliping away
as a dimsom kid in the dark

Fading, Fading, I'm so far away
I don't know who I was at the start

Fading, Fading,I'm sliping away
as a dimsom kid in the dark

Fading, Fading, I'm so far away
I don't know who I was at the start
c

~*~*~*~

     Czuła się lekko zagubiona. Cieszyła się, że zespół został doceniony przez Jonathana, jednak nie pałała szczególną chęcią, by iść na kolację ze swoim szefem – ze swoim byłym chłopakiem.
     Jonathan był jej wielką miłością oraz pierwszym życiowym i łóżkowym partnerem. Bardzo go kochała. Będąc w ramionach Jonathana czuła się szczęśliwa i kochana. Gdy rozstawali się choćby na moment, wariowała z tęsknoty. Nagle przyszedł czas na bolesne spotkanie z rzeczywistością: Jonathan wyjechał na studia do Manchesteru, a Mary pozostała w Londynie. Rozstanie to było bolesne, gdyż myślała wówczas, że już nigdy nie pokocha nikogo tak mocno, jak Jonathana. Gdy poznała Theo wszystko się zmieniło. Walcott sprawił, że na nowo nauczyła się uśmiechać i cieszyć się najmniejszymi rzeczami. Theo sprawił, że nie bała się patrzeć w przyszłość.
     Kocha Theo i w stu procentach jest pewna, że on czuje do nie to samo. Ufa swojemu ukochanemu i wie, że on jej ufa, jednak nie powiedziała, że dzisiejszy wieczór spędzi w towarzystwie swojej dawnej, licealnej miłości, gdyż wiedziała, że nie spodoba się to Walcottowi. Była, jednak pewna, że Theo nie dowie się o dzisiejszej kolacji, ponieważ w tym czasie ma mecz, więc wróci szybciej od piłkarza.
     - Czego ja się boję? – Zapytała siebie samą, gdy stanęła przed drzwiami restauracji, w której była umówiona z Jonathanem.
Wchodząc do środka, rozejrzała się za mężczyzną. Siedział do niej tyłem koło oszklonej ściany. – Cześć – powiedziała nieśmiało, gdy podeszła do mężczyzny. Blondyn wstał i przyjrzał się Mary.
     - Ślicznie wyglądasz. – Powiedział, obdarowując Moore czarującym uśmiechem.
     Mary poczuła, jak się rumieni. Nienawidziła tego stanu, dlatego odwróciła szybko głowę.

~*~*~*~

     Wracając z meczu, dobry humor go nie opuszczał. Już nie mógł się doczekać, gdy wejdzie do domu i oznajmi swojej ukochanej, że wygrali. Nie mógł doczekać się momentu, kiedy będzie mógł porwać Mary w ramiona i powiedzieć, jak bardzo ją kocha.
     Mary jest pierwszą kobietą, dla której stracił całkowicie głowę, a wszystko, to co robi, jest dla niej, by niczego jej nie zabrakło.
     Gdy wychodził z samochodu, dostrzegł Mary, jak żegna się z Jonathanem. Poczuł, jak wszystkie jego mięśnie się spinają, a serce niebezpiecznie przyspiesza swoją pracę. Zamknął szybko samochód, przełożył torbę przez ramię i szybkim krokiem szedł w kierunku swojej dziewczyny.
     - Widzę, że świetnie się bawisz. – Warkną, przerywając tym samym zapewne jakże interesującą rozmowę Mary i Jonathana.
Spanikowana blondynka spojrzała na swojego chłopaka. Wiedziała, że jest wściekły, gdyż Theo nawet tego nie krył. Z oczu Walcotta ciskały pioruny, a ręce miał mocno zaciśnięte w pięści. – Miłej pogawędki. – Wycedził, przez zaciśnięte zęby. Ominął szybko Mary i wszedł do budynku.
     Nie chciał patrzeć na Jonathana, gdyż bał się, że może całkowicie stracić nad sobą kontrolę, a wtedy mógłby zrobić coś czego później zapewne by żałował.
     Jedynie teraz czego żałował, to tego, że całkowicie zaufał Mary... Jego serce boleśnie zabiło – tak, zdecydowanie zostało zranione.




____________________
*The Veronicas - Speechless
*The Veronicas - Faded
____________________

Witajcie!
Bardzo Was przepraszam, że ostatnio bardzo rzadko dodaje nowości, ale naprawdę nie mam za wiele czasu wolnego. Zaczęłam pracę sezonową, mam nadal chorą babcię i jeszcze to zamieszanie ze studiami. Postaram się częściej dodawać i być na bierząco z Waszymi blogami. Jednak liczę na Wasze zrozumienie oraz to, że będziecie mnie powiadamiać o swoich nowościach. 
Serdecznie pozdrawiam i życzę udanych wakacji oraz słonecznych dni! ; **

niedziela, 23 czerwca 2013

10. Wielka bitwa muzyczna

WIELKA BITWA MUZYCZNA!

Kto wygra? Kto będzie pił dzisiaj szampana?

 
     Już za niecałe trzynaście godzin odbędzie się gala rozdania MTV Europe Music Awards. Nie możecie się już doczekać? Redakcja The Miss Independent od jakiegoś czasu odlicza dni do tego wydarzenia.
     Przybliżmy trochę historię MTV EMA. Otóż, w roku 1994 gala ta miała swoją premierę i odbywa się w różnych krajach Europy. W tym roku miastem, który będzie gościł największych artystów na świecie będzie nasz Londyn, z czego jesteśmy niezmiernie dumni.
     Największymi faworytami do prestiżowych nagród stacji MTV są między innymi wspaniała Beyoncé oraz Mandy Todd. Będzie to bitwa nie tylko na głosy, ale bitwa na najwierniejszych fanów. Prowadzącą tegorocznego show będzie nie kto inny, jak Heidi Klum.

     Kto dziś będzie świętował, a kto będzie płakał? Już wkrótce się okaże.
     Start 21.00 MTV. Nie przegap tego!


     Była zła i wyczerpana. Już od dwóch godzin krążyła po najlepszych knajpach, aby załatwić koncert dla swojego zespołu. Jednak to zadanie nie było wcale takie proste. Większość właścicieli zbywało Mary, tłumacząc, że grafik koncertów mają zapełniony aż do stycznia. Moore doskonale wiedziała, że były to tylko puste słowa, które miały na celu zbyć młodą kobietę. Nie chciała jednak się poddać. Pozostał już ostatni klub, z którego tak łatwo nie miała zamiaru zrezygnować.
     Z pewną siebie miną weszła do jednej z najpopularniejszych knajp w Londynie. M&C jest znana między innymi z tego, że co weekend grają w niej na żywo różne zespoły albo soliści. Przeważnie są to nieznani wykonawcy, tym bardziej Mary była przekonana, że dogada się z właścicielami klubu.
     - Klub otwieramy o osiemnastej. W czym mogę pomóc? – Zapytała, niewysoka kobieta w średnim wieku. Była w trakcie sprzątania sali.
     - Przyszłam do właścicieli. – Powiedziała, Mary. Kobieta zmierzyła niechętnym wzrokiem blondynkę, następnie kazała jej poczekać, a sama skierowała się na zaplecze. – Wszystko się uda – szepnęła do siebie.
     - Niestety pan Mike nie może pani przyjąć – oznajmiła woźna, gdy wróciła. W Mary wezbrała się złość.
     - Ale to bardzo ważne. – Powiedziała, Moore.
     - Przykro mi – mruknęła kobieta, jednak mina sprzątającej mówiła zupełnie co innego.
     - Nie, to mi przykro – warknęła, blondynka i pobiegła na zaplecze, nie zważając na krzyki woźnej. Widząc drzwi z napisem Mike&Christina wzięła uspokajający wdech i nawet nie pukając, weszła do środka.
     - O co chodzi?! – Wykrzyknął starszy mężczyzna, zrywając się z fotela.
     - Musi pan ze mną porozmawiać! – Oznajmiła hardo, Mary. Nie miała zamiaru odpuścić. Na pewno nie teraz...

~*~*~*~

     Doskonały humor, towarzyszący Rose po wyjściu z próby był zaraźliwy. Cieszyła się, że powoli układa swoje rozsypane w małe kawałeczki życie, tym samym przybliżając się do idealnej harmonii. Nawet próby z chłopakami przynoszą Rosemarie dużo przyjemności, gdyż robi to, co kocha i w czym czuje się spełniona.
     Jej dobry humor zaczął powoli się ulatniać, gdy zauważyła swoją matkę, stojącą obok wejścia do ekskluzywnego budynku, w którym Rose aktualnie mieszka.
     Ciemnowłosa poczuła bolesne ukłucie w sercu. Tak bardzo pragnęła, aby już nigdy nie poczuć tego cholernego bólu w klatce piersiowej. Ostatni raz tak się czuła, gdy wyprowadziła się z domu. Miała wówczas wrażenie, że całe jej życie runęło na jej słabe barki. Dzięki wsparciu przyjaciół podniosła się i na nowo rozpoczęła układać swoje żyje. Jednak bolesna przeszłość powraca do niej, jak bumerang.
     Wzięła uspokajający wdech i wolnym krokiem ruszyła w kierunku swojej rodzicielki. Miała ochotę uciec, jednak wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się ze swoją matką. Była pewna, że nadchodząca rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Zatem przygotowała się na najgorsze.
     - Cześć, mamo – powiedziała drżącym głosem. Kobieta spojrzała na swoją córkę surowym wzrokiem. – Zapraszam – mruknęła, otwierając przed Sarą drzwi, jednak matka dziewczyny nie poruszyła się. Wpatrywała się w swoją córkę, co najmniej jak na zdrajcę narodu.
     - Kiedy masz zamiar wrócić do domu? – Zapytała. Głos Todd wyprany był z jakichkolwiek emocji. Rose poczuła, jakby stała przed nią zupełnie obca kobieta. – Chyba nie masz zamiaru cały czas mieszkać u Mary i Theo?
     - A dlaczego nie? – Odpowiedziała pytaniem. – Przynajmniej nie czuję się u nich, jak jakiś obcy i niechciany członek rodziny. – Mruknęła.
     - Tak się czułaś u nas w domu? – Zapytała, Sarah. Przez moment w oczach kobiety można było dostrzec troskę.
     - Już nie. Mary i Theo to wspaniali ludzie, którzy obdarzyli mnie ciepłem i wsparciem, kiedy wy wyrzuciliście mnie z domu! – Powiedziała, podnosząc głos o kilka tonów wyżej. Sarah zamrugała zaskoczona. W jej oczach nie było już troski, a gniew i rozczarowanie zachowaniem córki.
    - Nie tak cię wychowałam, Rosemarie – powiedziała z przyganą w głosie. Dziewczyna, jednak nie przejęła się słowami matki. – Mandy cię potrzebuje. Ma dziś ważną galę...
     - Zawsze Mandy. Mandy to, Mandy tamto. Tylko Mandy, Mandy, Mandy! Mam tego serdecznie dość. Pomyśl, że ja też mam swoje życie, marzenia i plany na przyszłość. Chcę nareszcie zająć się swoim życiem, a nie ciągle usługiwać Mandy. Zrobiliście ze mnie służącą, ale mówię dość! – Krzyczała, żywo gestykulując. Miała w końcu szansę wyrzucić z siebie złą energię w postaci negatywnych emocji, które przez kilka ostatnich lat nagromadziły się w jej głowie.
     - Zero szacunku – wysyczała, Sarah.
     - Nie mamo – zaprzeczyła szybko. – To wy nigdy nie mieliście do mnie szacunku. Do widzenia. – Wycedziła ostro. Odwróciła się napięcie i weszła do budynku.
     W oczach ciemnowłosej wezbrały się łzy. Rozmowa była bolesna, ale utwierdziła ją tylko w przekonaniu, że dla rodziny jest tylko przedmiotem, którym można pomiatać.

~*~*~*~

     - I co? – Zapytała, Mandy, gdy do jej garderoby weszła Sarah.
     To właśnie Mandy poprosiła matkę, aby porozmawiała z Rosemarie i nakłoniła ją do powrotu. Po niezadowolonej miny rodzicielki, domyśliła się, że plan się nie udał.
     - Twoja siostra jest bezczelna – warknęła. Podeszła do córki, która siedziała przy toaletce. Sarah spojrzała na obicie Mandy w lustrze i uśmiechnęła się czule do córki. – Jestem z ciebie taka dumna – szepnęła. Schyliła się i ucałowała Mandy w czubek głowy. Długowłosa uśmiechnęła się szeroko, jednak chwilę później na jej twarz wkradł się niepokój. – Co jest? – Zapytała.
     - Muszę wygrać statuetkę dla najlepszej wokalistki – powiedziała. – Ludzie już gadają, że nie jestem wystarczająco dobra, a fani to już zauważają.
     - Kochanie, każdy wie, że jesteś świetna. Nie możesz słuchać głupszych od siebie. – Powiedziała. – Ludzie gadali, gadają i zawsze będą gadać, ponieważ zazdroszczą ci.
     - Witam, drogie panie – powiedziała wesoło, Alice, wchodząc do garderoby swojej podopiecznej. – I jak tam nastroje? – Zapytała, spoglądając na Mandy.
     - Wiesz może już coś na temat...
     - Mandy – przerwała szybko, Morga, domyślając się, do czego zmierza piosenkarka. Kilka godzin przed galą zawsze menadżerowie wiedzą już, kto otrzyma statuetki. Było i tym razem, jednak Alice nie chciała psuć humoru swojej podopiecznej. – Jeszcze nie wiem. Poza tym, oficjalne wyniki podawane są w trakcie gali.
     - Muszę wygrać. Muszę!
     - Na pewno coś wygrasz. – Stwierdziła, Sarah. – Prawda? – Zwróciła się do Alice. Kobieta skinęła twierdząco głową. - W końcu jesteś nominowana w pięciu kategoriach.

~*~*~*~

     Gdy przekroczyła próg domu nie potrafiła ukryć uśmiechu. Była dumna z siebie, że nie dała się wyrzucić i dzięki stanowczości udało jej się dogadać z właścicielami klubu M&C, aby The Thames River zagrali koncert.
     - Cześć! – Powiedziała, gdy weszła do salonu. Zastała w nim tylko Theo. – Gdzie Rose? – Zapytała.
     - W pokoju – odpowiedział. Wstał z kanapy i przywitał swoją dziewczynę całusem w policzek. – Jest delikatnie mówiąc, załamana – powiedział, ściszając nieco głos. – Odwiedziła ją dziś matka i raczej nie była to miła rozmowa – wyjaśnił, widząc pytające spojrzenie blondynki. – Idź do niej. Chciałem z nią porozmawiać, ale uznałem, że lepiej, jak ty z nią pogadasz, bo ja mogę coś przez przypadek głupiego powiedzieć.
     Mary nie czekając dłużej, skierowała się do sypialni młodszej koleżanki. Zapukała delikatnie do drzwi, a następnie otworzyła je. Ciemnowłosa siedziała tyłem do Mary i pisała coś w swoim pamiętniku. Była tak skupiona, że nie usłyszała, jak Mary weszła do środka.
     Blondynka odchrząknęła.
     - O, cześć – powiedziała, Rose lekko zachrypniętym głosem. Mary niechętnie zauważyła, że jej przyjaciółka płakała, gdyż miała zaczerwienione oczy i lekko opuchnięte policzki. Nie tego chciała dla Rosemarie. Pragnęła, aby w końcu odnalazła spokój, którego najbardziej brakowało w życiu Rose. Jednak rodzina Todd ciągle stawała na drodze do szczęścia.
     - Jak się czujesz? – Zapytała, siadając na krawędzi łóżka. Nie chciała pytać Rose wprost o to, co się stało, gdyż poznała dziewczynę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że Rosemarie jeżeli będzie chciała, to sama powie, co ją gryzie.
     - Mama przyszła. Miała pretensje, że mieszkam u was, że zwaliłam się wam na głowę. – Wyjaśniła.
     - Nie zwaliłaś się nam na głowę. Sami zaproponowaliśmy, byś zamieszkała z nami. – Odparła, Mary, przytulając Rose do siebie. Ciemnowłosa wtuliła się w przyjaciółkę, szukając schronienia i oparcia.
     - Dlaczego zawsze mam pod górkę? – Zapytała. Do oczu napłynęły łzy i nie miała sił, by je powstrzymywać. Na nowo się rozpłakała.
     - Płacz – szepnęła, Mary – to oczyszcza...

~*~*~*~

     Za kilkanaście sekund miała wejść na scenę i wykonać swoją piosenkę. Bała się, że pomyli kroki w układzie i zapomni słów tekstu piosenki. Chciała mieć ten występ już za sobą.
     Kolejnym czynnikiem, który źle wpływał na jej samopoczucie, było brak statuetek. Mimo, że do zakończenia gali pozostało jeszcze sześć konkurencji, gdzie w trzech jeszcze była nominowana, ale mimo to wewnątrz cała wrzała.
     - Panno Todd, za trzydzieści sekund wchodzi pani – zakomunikował, mężczyzna z obsługi.
     W pewnym momencie dostała znak, by wejść na scenę. Przywołała na twarz szeroki uśmiech. Gdy weszła na scenę, wrzask w wielkiej sali koncertowej podniósł się o kilka decybeli wyżej.

*Dum di dum di dum dum di di dei

Come a little closer
Yeah that's right aahaaa
That is so electric
When you squeeze me tight
Oh the way you touch me
Makes me high
Down with you baby
Stay the night

Cover me
Come discover me
Only you can take me places where i can't hold back no

Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
You're the only one who knows

There you go boy this is my way
And I'm so in love it shows
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes

Here's a little something to keep in mind
Tell your little secrets
And I'll tell you mine
Boy you really got me
Got me good
That I'll be a bad girl
Like I should

Give me all of you
And I'll follow you
Only you can take me places where I can’t hold back no

Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
You're the only one who knows

There you go boy this is my way
And I'm so in love it shows
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes

Do you really know the way to treat a girl
I'm spinning like a rock around your world
Together we are flying through the universe
It's true I'll do anything for you

Come on
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
You're the only one who knows

There you go boy this is my way
And I'm so in love it shows
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes

Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
You're the only one who knows

There you go boy this is my way
And I'm so in love it shows
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes

~*~*~*~

     - Tego chłamu nie da się po prostu słuchać! – Skrzywił się, Theo, zatykając rękoma uszy.
     Mary zbeształa wzrokiem Walcotta, a następnie przeniosła swój wzrok na Rosemarie. Todd w ciszy oglądała występ swojej starszej siostry.
     - Wiesz, że za rok będziesz mogła być na miejscu Mandy? – Zapytała, Mary. – To tylko zależy od ciebie – dodała.
     Rose spojrzała na Moore. Wiedziała, że blondynka ma dużo racji. Zdawała sobie sprawę, że tylko gdy w stu procentach zaangażuje się w pomysł Mary, ich praca będzie miała sens. Jednak do tego potrzebuje samozaparcia i dużo siły, by walczyć nie tylko o sukces zawodowy, ale przede wszystkim o własne szczęście.
     Ciemnowłosa zamknęła na moment oczy, by poukładać szybko w swojej głowie wszystkie za i przeciw. Nie brała wcześniej słów Mary - o wielkiej karierze - na poważnie. Teraz wszystko będzie musiało się zmienić. Jej życie, plany na przyszłość, ale przede wszystkim ona będzie musiała się zmienić. Szara, nieśmiała dziewczynka? Nigdy więcej. Musi pokazać całemu światu, jak walczy się o własne marzenia.
     Otworzyła oczy i uśmiechnęła się lekko.
     - Zrobimy to – powiedziała, Rose – ale tylko wspólnymi siłami...


____________________
*Marie Serneholt - That's the way my heart goes
____________________
Witam!
Przepraszam za dosyć długą nieobecność, ale ostatnio mam masę rzeczy na głowie i jeszcze do tego wszystkiego nałożyła się bardzo poważna chorobą babci, która  zamieszkała ze mną.
A co do rozdziału to jesteśmy już na półmetku. Jeszcze tylko 10 rozdziałów :). Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!

czwartek, 6 czerwca 2013

9. The Thames River


     Był zdenerwowany. Nie... To mało powiedziane. Był po prostu wściekły. Na siebie. Na trenera. Jednak najbardziej był wściekły na swoją formę, która ostatnio nie jest na najwyższym poziomie. Starał się, jak tylko mógł, by powrócić do świetnej dyspozycji sprzed kilkunastu miesięcy. Niestety, nie wychodzi mu to najlepiej i doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
     Wszyscy powoli zaczynają wątpić w jego umiejętności. Nawet kibice tracą cierpliwość w oczekiwaniu na powrót starego Aarona Ramseya. I właśnie zwątpienie fanów, dziennikarzy oraz bliskich sprawia, że sam zaczyna wierzyć w swoją beznadziejność.
     - Powinieneś pogadać z psychologiem – zagadnął kiedyś Theo, gdy wracali z treningu. Aaron niezmiernie się wtedy zdenerwował, gdy usłyszał słowa przyjaciela.
     Mimo, iż wiedział, że Theo ma trochę racji, to nie przyznał tego na głos. Poza tym, nie lubił rozmawiać o swoich problemach. Bardzo dobrze znał klubowego psychologa oraz wierzył w jego dyskrecję, jednak nie potrafił otwarcie mówić o swoich lękach i problemach związanych ze słabą formą. Czuł się wrakiem i bezużytecznym pionkiem w drużynie.
     Czasem nachodzą go chwile, kiedy pragnie się komuś wygadać, ale gdy nadchodzi takowa okazja nagle włącza się blokada, która nie pozwala, by pozbył się negatywnych emocji. To go niszczy i sprawia, że staje się jeszcze bardziej zgorzkniały.
     A dzisiejsza decyzja trenera jeszcze bardziej popsuła humor piłkarzowi. Arsene Wenger zdecydował, że Aaron nie wyjdzie w dzisiejszym meczu w podstawowym składzie. Mimo, że rozumiał czym jest to spowodowane, to czuł się rozczarowany.
     - Chłopie nie martw się – powiedział, Wojciech, przyjaźnie poklepując Aarona po ramieniu. – Ktoś na ciebie czeka przy szatni – dodał jeszcze, zanim wyszedł.
     Ramsey policzył w duchu do dziesięciu, by opanować złość, jednak gdy zobaczył, kto na niego czeka, wszelkie troski znikły. Przed szatnią stała Rosemarie. Była ubrana w kremowe rurki oraz podkoszulkę z numerem szesnaście na plecach. Na twarzy Kanoniera pojawił się ledwo zauważalny uśmiech.
     - Cześć – powiedział, całując ciemnowłosą w policzek.
     - Chciałam życzyć powodzenia. – Powiedziała niepewnie. Dostrzegła na twarzy przyjaciele grymas niezadowolenia. – Co jest? – Zapytała.
     - Nie gram w podstawowym składzie. – Oznajmił.
     - Szkoda – mruknęła – jestem pewna, że i tak trener pozwoli ci wyjść i zagrać. – Dodała z taką siłą w głosie, że prawie uwierzył. – Poza tym, pamiętaj – urwała na moment – jesteś najlepszy.
     - Wcale nie – zaprzeczył, śmiejąc się głośno. Rose wspięła się na palce i mocno przytuliła Aarona. Ramsey objął dziewczynę w pasie.
     - Dla mnie jesteś najlepszy. – Szepnęła mu do ucha, powodując na ciele chłopaka falę przyjemnych dreszczy.
     Kilka chwil później Rose znikła za zakrętem, prowadzącym do wyjścia na stadion.
     Wystarczyło, że usłyszał jej ciepły, nieśmiały głos, aby poczuć się, jak w niebie. Rose była dla niego Aniołem. Aniołem, którego kochał całym sercem.
~*~*~*~

     Siedziała wspólnie z Mary oraz chłopakami z zespołu w VIP-owskiej loży i z wypiekami na twarzy oglądała mecz swojej ulubionej drużyny. Kilka minut temu rozpoczęła się druga połowa, jednak nadal głęboko wierzyła, że jej ulubieniec zagra w dzisiejszym meczu i pokaże wszystkim na co go stać. Wiedziała, że Aaron jest utalentowanym piłkarzem, o sporych możliwościach, jednak znała go już dostatecznie długo, by stwierdzić, że za jego niepowodzeniami stoi wewnętrzna blokada, którą ciężko pokonać. Sama próbuje z nią walczyć. Jak na razie wychodzi jej całkiem dobrze, jednak nie wie, co zrobi, gdy przyjdzie jej wyjść na scenę i zaśpiewać dla kilkutysięcznej publiczności. To takie odległe, ale z drugiej strony – bardzo realne.
     Doskonale pamięta te wszystkie emocje towarzyszące Mandy przed każdym koncertem. Strach, niepewność. Mimo, że jej siostra –doświadczona piosenkarka - nie powinna odczuwać negatywnych emocji przed występami, a jednak... Rose niejednokrotnie była świadkiem, kiedy Mandy z nerwów wymiotowała i warczała na wszystkich i wszystko, by wyładować kłębiące się nerwy i frustrację.
     Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk gwizdka, zapowiadający zmianę zawodników.
     Na murawę wbiegł Aaron.
     Tak bardzo ucieszyła się, widząc przyjaciela pośród walczących o zwycięstwo Kanonierów.
~*~*~*~

     - Na pewno chcesz tam iść? – Zapytała, Alice, spoglądając na Mandy z niezadowoloną miną. Ciemnowłosa kiwnęła twierdząco głową i powróciła do układania swoich włosów. – Mogę wiedzieć dlaczego?
     - Alice – westchnęła ciężko, odwracając się do swojej menedżerki. – Pragnę się zabawić. Trochę rozrywki mi się przyda. Ostatnio nigdzie nie wychodzę. Zaczynam dusić się w czterech ścianach. – Mruknęła.
     - Ale dziś? – Jęknęła, kobieta, opadając bezradnie na kanapę.
     - Mówiłam, że nie musisz ze mną iść.
     - Muszę. Muszę pilnować, byś nie zrobiła niczego głupiego i niestosownego. Pamiętaj, że jesteś teraz na świeczniku i każdy twój najmniejszy występek może pojawić się w mediach. Czy chcesz jeszcze bardziej sobie zaszkodzić? – Mówiła ostro, mając nadzieję, że jej słowa przekonają Mandy, by została w domu. Piosenkarka wydawała się jednak być myślami zupełnie gdzie indziej i nie słuchała wywodu starszej od siebie kobiety.
     Myśli jej wirowały wokół młodszej siostry. Nie widziała się z nią od kilku dni i brakowało jej towarzystwa Rose. Czuła się jednak, że to Rosemarie ją zdradziła i zraniła jej uczucia, zatem postanowiła czekać aż jej młodsza siostra wyciągnie do niej rękę. Była pewna, że stanie się to prędzej niż później, gdyż żyła w przekonaniu, iż Rose jest całkowicie odcięta od kąt bankowych i za kilka dni wróci do domu ze spuszczoną potulnie głową, jak wierny piesek.
     W przekonaniu Mandy była to tylko kwestia czasu...
~*~*~*~

     Rozpierała ją duma i szczęście, że jej przyjaciel pokazał się w dzisiejszym meczu na prawdziwie wysokim poziomie. Wierzyła, głęboko wierzyła w siłę i talent Aarona.
     Po wygranym meczu Rose, Mary oraz zespół pojechali do szkoły na próbę. Ciotka Moore dała zapasowe klucze swojej siostrzenicy i teraz nie musieli się martwić o to czy uda im się wejść do sali. Aaron wspólnie z Theo postanowili dołączyć do grupy i obejrzeć próbę.
     - No dobra chłopaki – rozpoczęła władczym tonem, Mary, wyciągając z torby czarny futerał. – Nie będziecie tu tak bezczynnie siedzieć i wpatrywać się.
     - Co mamy robić? – Zapytał, Theo. Wyglądał na wyczerpanego po ciężkim meczu, ale pragnął być blisko ukochanej, dlatego postanowił towarzyszyć przyjaciołom na próbie.
     - Ty, kochanie, będziesz cykał fotki – powiedziała, podając ciemnoskóremu aparat. – A ty, Aaron będziesz nagrywać.
     - Mam pytanie – podniósł rękę, Martin. Mary spojrzała na chłopaka, dając znać, by zaczął mówić. – Po co nagrywać?
     - Otóż dlatego, by później wykorzystać te filmiki do ewentualnego teledysku. Wiele gwiazd wydaje teledyski w bardzo prostej konwencji, takiej jak na przykład zlep kilkunastu filmików z trasy koncertowej albo z prób w jeden cały. – Wyjaśniła rzeczowo, szukając czegoś w swojej torebce, która jak wcześniej skomentował Adam „nie ma dna”. – No dobrze, moi drodzy – urwała, spoglądając na wszystkich z szerokim uśmiechem. – Wiem, że dopiero zaczynacie się poznawać, ale wczorajsza próba wyszła wam wspaniale i osobiście uważam, że jesteś bardzo utalentowani, a wspólnie tworzycie zgrany zespół. Za niecałe dwa tygodnie wchodzimy do studia, jednakże nie daje nam ono całkowitego sukcesu. Otóż, gdy nagramy epkę, którą będzie trzeba rozesłać po kilku wytwórniach.
     - Czyli nie mamy kontraktu? – Zapytał szczerze zdziwiony, Kevin.
     - Nie – odpowiedziała powoli, Mary, zakładając ręce na piersi. – Nie mam pojęcia skąd ci przyszło do głowy, że macie załatwiony kontrakt. Jonathan, co prawda jest na wysokim stanowisku kierowniczym, jednak nie zajmuje się kontraktami, a oprawą medialną. Myślę jednak, że gdy was usłyszy, pomoże nam porozmawiać z głównym zarządcą Sony Music. Niegdyś wytwórnia Simona, Simco Limited tworzyło spółkę z Sony Music, jednak z czasem obie wytwórnie rozdzieliły się, a teraz Sony Music tylko wspiera Syco.
     - A jeśli nam nie pomoże? – Zapytała z nadzieją Rose. Mary spiorunowała wzrokiem przyjaciółkę.
     - Oby pomógł. Jest moim wieloletnim przyjacielem – powiedziała, ignorując pomruk niezadowolonego Theo.
     - Więc od czego zaczynamy? – Zapytała, Rosemarie.
     - Przede wszystkim od nazwy – odpowiedziała, Mary. – Jutro idę na kilka spotkań z właścicielami knajp, w sprawie mini koncertu. Mam na oku kilka renomowanych miejsc, do których chodzi sporo ludzi. Powinniście się sprawdzić przed studiem, poza tym, musimy sprawdzić, jak zareaguje na was publika.
     - Koncert? – Zapytała słabo, czarnowłosa. Adam objął Rose ramieniem, próbując w ten sposób dodać jej otuchy.
     - Nie będzie źle, tylko musimy jeszcze trochę popracować. – Powiedział Kevin.
~*~*~*~

     Z szerokim uśmiechem rozejrzała się po przestronnym klubie, który swoim oryginalnym designem mógł konkurować z najlepszymi klubami w Stanach Zjednoczonych. Ten jednak dla Mandy był najlepszy.
     Skierowała się do loży, którą wcześniej kazała Alice zamówić. Tak, jak się spodziewała - była pusta, gdyż nikt z jej znajomych jeszcze nie dotarł do klubu.
     - Chciałabym ci przypomnieć, że za dwa dni masz galę MTV i powinnaś się tylko na tym skupić.
     - Och przestań – warknęła. – Nie matkuj mi – dodała, siadając na czarnej, skórzanej kanapie w kształtnie litery L.
     Miała dość Morgan i nie spodobała jej się wizja spędzenie tego wieczoru w towarzystwie menedżerki, którą szanowała i na swój sposób też i kochała. Dzisiejszej nocy pragnęła poczuć się, jak kilka lat temu: wolna oraz bez jakichkolwiek granic – chciała po prostu dobrze się bawić, a obecność Alice wykluczała to, jednak wolała już to od bezczynnego siedzenia w domu i wpatrywania się w ekran telewizora.
     Kiedy wysoki i bardzo przystojny kelner podszedł do ich stolika, Mandy zamówiła drinka, a Alice wodę z cytryną, co piosenkarka skwitowała krzywym spojrzeniem.
     - No co? – Zapytała, Morgan, gdy kelner odszedł.
     - Nudziara – mruknęła, Mandy.
~*~*~*~

     - A może Pogrom Dusz? – Zaproponował, Adam. Wszyscy krzywo spojrzeli na chłopaka.
     Od dwóch godzin siedzieli w kole i zastanawiali się nad nazwą zespołu, która idealnie pasowałaby do jej członków, a zarazem, żeby była chwytliwa oraz oryginalna.
     - A może Piraniokonda Band? – Zaproponował z rozbawieniem, Kevin.
     - Piraniokonda? – Powtórzyła, Mary.
     - Niedawno taki horror wyszedł, całkiem zabawny – zaśmiał się, Adam.
     - Mi się podoba – powiedział, Theo. Zamilkł jednak, gdy zobaczył rozwścieczoną minę swojej ukochanej.
     Martin podszedł do okna, oparł się łokciami o parapet i wbił wzrok w rozpościerający się widok. Nagle przyszło mu coś do głowy.
     - The Thames River – powiedział z głupkowatym uśmiechem. Wszyscy ze zdziwieniem, a zarazem z interesowaniem spojrzeli na gitarzystę.
     - Co? – Zapytał, Kevin.
     - The Thames River – powtórzył. – Miało być chwytliwe i oryginalnie, to macie.
     - Mi się podoba – odezwała się Rose.
     - Mam tylko takie pytanie – zaczęła, Mary – czy wy chcecie z tego zespołu zrobić cyrk czy może tandetną komedie?
     - Nie, ale uważam, że nazwa się sprawdzi, jeżeli będziemy szczerzy w przekazaniu naszej twórczości, więc nie mam pojęcia czego się czepiasz. – Powiedział, Kevin.
     - No to zostaje The Thames River! – Wykrzyknął radośnie Adam.


____________________

Witajcie!

Chciałabym podziękować za nominacje do Libster Awadr, bardzo mi miło :)

PYTANIA OD Nazawsze Twa

1. Jak masz na imię?
Mam na imię Paulina.

2. Ulubiony sportowiec?
Jest ich kilku: Wojciech Szczęsny, Aaron Ramsey, Theo Walcott, Nicklas Bendtner, Alex Chamberlain oraz Jack Wilshere.  

3. Ulubiony klub?
Oczywiście - Arsenal Londyn!  <3

4. Czym się interesujesz, jak spędzasz wolny czas? 
Swój wolny czas spędzam z przyjaciółmi, uwielbiam czytać i oglądać filmy. 

5. Twoje najskrytsze marzenie?
Nie zdradzę :)

6. Kim chcesz być w przyszłości?
Mam kilka pomysłów, ale najbardziej chciałabym zostać dziennikarką sportową lub pracować w policji albo w wojsku. Zastanawiam się też, żeby po studiach otworzyć własną agencję detektywistyczną. Chciałbym też być kuratorem sądowym. :) 

7.  Kto nakłonił cie do pisania bloga?
Sama się nakłoniłam xD.

8. Twój ulubiony blog to...?
Czytam tyle wspaniałych blogów, że naprawdę ciężko mi wskazać ulubiony albo najlepszy. Każdy jest inny, interesujący.

9. Co jest najważniejsze w twoim życiu?
Rodzina oraz moje pasje są dla mnie najważniejsze w życiu :).

10. Czyj autograf chciałbyś\chciałabyś mieć, a moze masz juz czyjś?
Mam kilka autografów, np.  Karola Strasburgera i kilku aktorów z "Na wspólnej". Mój kumpel mi załatwił, gdy był na zamkniętej imprezie z nimi xD.

11. Twoja fobia, lęk to...?
Wiem, że to śmieszne, ale panicznie boję się żab! Żaby to ZŁO!!!

PYTANIA OD TheMalkina Ful:
 
1. Jak masz na imię:
Mam na imię Paulina.

2. Dlaczego zdecydowałaś się na pisanie bloga?
Pisanie bloga jest miłym spędzeniem wolnego czasu, poza tym, uwielbiam pisać opowiadania :).

3. Twój ulubiony sportowiec? 
Jest ich kilku: Wojciech Szczęsny, Aaron Ramsey, Theo Walcott, Nicklas Bendtner, Alex Chamberlain oraz Jack Wilshere.  

4. Jaka była by twoja reakcja na wiadomość, że wygrałaś bilet na mecz ulubionego klubu/reprezentacji?
Gdybym wygrała bilet na mecz reprezentacji - wyrzuciłabym go do śmieci. Sorry, ale nasza reprezentacja to... Nie będę może przeklinać. Ale gdybym wygrała bilet na Arsenal to... Po prostu byłabym mega mega mega szczęśliwa. :)
5. Od zawszę interesujesz się sportem? 
Może nie od zawsze, ale bardzo długo :). 
6. Ulubiony gatunek muzyki?
Muzyka country - kocham ją, poza tym, rok, pop i czasem lubię sobie posłuchać dubstepu.

7. Kim chcesz zostać w przyszłości?
Mam kilka pomysłów, ale najbardziej chciałabym zostać dziennikarką sportową lub pracować w policji albo w wojsku. Zastanawiam się też, żeby po studiach otworzyć własną agencję detektywistyczną. Chciałbym też być kuratorem sądowym. :) 

8. Co skłoniło cię do pisania bloga o takiej tematyce?
Uwielbiam Aarona Ramseya. Poza tym, chciałam w opowiadaniu połączyć muzykę i sport :).

9. Ulubiony klub?
Oczywiście - Arsenal Londyn!
10. Za co lubisz piłkę nożną?
Lubię piłkę nożną za wielkie emocje i brak rutyny. Człowiek nigdy się nie nudzi, chociaż moje przyjaciółki myślą inaczej xD.
11. Chciałabyś/łbyś spędzić dzień w towarzystwie twojego ulubionego piłkarza?
Oczywiście, że chciałabym spędzić dzień w towarzystwie ulubionego piłkarza, ale miałabym trudność z wyborem tego konkretnego xD.

A jeżeli chcecie zadać mi jakieś pytania, odnośnie moich blogów czy mnie osobiście to zapraszam na mój ask: http://ask.fm/paulitqa
Pozdrawiam serdecznie!

niedziela, 2 czerwca 2013

8. Pierwsza próba

SPOKOJNA PRZYSZŁOŚĆ

Mandy Todd nie musi się martwić o swoją przyszłość w Syco Music...

     We wczorajszym wydaniu The Rising Sun, w którym gościem specjalnym była piękna i utalentowana Mandy Todd zapewniła, że nie ma żadnych problemów, związanych z przyszłą płytą, a jedynie pragnie odpocząć. Jednak czy to nie jest czasem tylko dobra mina do złej gry? A może naprawdę Mandy chce odetchnąć po dość wyczerpującej trasie koncertowej? 

     Redakcja The Miss Independent życzy Mandy wszystkiego dobrego i aby jak najszybciej weszła do studia nagraniowego!



     - Tylko tym razem tego nie spieprz – mówił do siebie, czekając w samochodzie na Rosemarie, która aktualnie była na spotkaniu integracyjnym.
     Zaoferował Mary, że to on po nią przyjedzie i osobiście dopilnuje, żeby Rose wstawiła się na pierwszą próbę zespołu, która miała odbyć się w szkole muzycznej. Dlaczego tam? Otóż, ciotka Mary jest wicedyrektorem tej szkoły i zgodziła się, by próby odbyły się właśnie tam. Nawet o sprzęt nie musieli się martwić, gdyż szkoła była zaopatrzona w najnowsze instrumenty.
     Tak bardzo się cieszył, że stosunki z Rose uległy nieco polepszeniu. Mimo, że ich relacji nie mógł zaliczyć do najlepszych, to głęboko wierzył, że wszystko się ułoży.
     Spojrzał na drzwi wejściowe od kawiarni, w której odbywało się spotkanie. Doskonale pamięta, jak dwa dni temu, gdy rozmawiał z Rosemarie, próbował przekonać ją, by poszła na to spotkanie, gdyż dziewczyna nie była przekonana, co do tego pomysłu.
     Kilkanaście minut później zauważył, że Rose wyszła z kawiarni i rozgląda się za Mary. Nie miała pojęcia, że to Aaron miał po nią przyjechać, zatem gdy go zobaczyła przeżyła lekki wstrząs.
     - Cześć, Rose – powiedział wesoło, Aaron, składając na policzku dziewczyny przyjacielski pocałunek. Zawstydzona, odwróciła głowę.
     - Co tutaj robisz? – Zapytała, starając się ukryć zdenerwowanie.
     - Mary jest zajęta z chłopakami przygotowaniem dokładnie sali na waszą próbę, więc zaoferowałem, że przyjadę po ciebie. – Wyjaśnił, obdarowując przyjaciółkę serdecznym uśmiechem. – Nie masz nic przeciwko? – Zapytał szybko, spoglądając na czarnowłosą badawczo. Rosemarie uśmiechnęła się nieśmiało.
     - Nie, nie mam nic przeciwko. – Odpowiedziała.
     - I jak spotkanie? – Zapytał, gdy ruszyli w stronę zaparkowanego samochodu.
     - Było miło. Cieszę się, że przyszłam. – Odpowiedziała, starając się rozluźnić w towarzystwie Aarona, choć mimo pozorom to zadanie dla niej wymagało ogromnego wysiłku.
     Gdy wsiedli do samochodu, Aaron odwrócił się w stronę tylnego siedzenia i sięgną dłonią po niewielką, bardzo ładnie zapakowaną paczuszkę.
     - Proszę – powiedział, podając osiemnastolatce prezent. Czarnowłosa zamrugała zaskoczona, ale przyjęła podarunek.
     - Co to? – Zapytała niepewnie.
     - Zobacz – odparł, mrugając znacząco do Rose. Dziewczyna otworzyła szybko paczuszkę. Gdy pozbyła się zbędnego papieru, jej oczom ukazała się czerwona koszulka z armatką na piersi i numerem szesnaście na plecach. Spojrzała zdziwiona na przyjaciela, który szczerzył się z niewiadomego jej powodu. – Chciałbym, żebyś zakładała ją, gdy będziesz przychodzić na mecze Arsenalu. Wiem, że masz taką, tylko z numerem czternaście. – Wyjaśnił.
     - Dziękuję. – Powiedziała, i w ramach podzięki pocałowała Aarona w policzek. – Na pewno ją założę.
~*~*~*~

     - Nie! Nie! Nie! – Krzyczał już lekko poirytowany choreograf, wymachując przy tym niebezpiecznie rękoma.
     Mandy westchnęła rozdrażniona. Było sobotnie popołudnie, a zamiast spędzić ten czas na odpoczynku, ona zajęta była próbą do gali rozdań nagród MTV Europe Music Awards, która ma odbyć się za trzy dni.
     - Co znowu nie tak? – Zapytała. Mężczyzna spojrzał na piosenkarkę, tak, jakby co najmniej powiedziała, że widziała przed sekundą kosmitów.
     - Wszystko jest nie tak! – Piskliwy ton głosu, rozszedł się echem po sali koncertowej. – Powiedziałem, że na raz, dwa, trzy odwracasz się w kierunku zespołu tanecznego, którzy następnie cię podnoszą. – Wyjaśnił.
     - Przecież tak zrobiłam! – Jęknęła. Dosłownie mogła zobaczyć, jak skóra nad skronią choreografa pulsuje.
     - Nie! Wcale nie! Ty odwróciłaś się na raz, dwa, a to duża różnica.
     - Bo to coś zmieni w moim życiu. – Westchnęła ciężko, opadając na ziemię.
     Była zła, zmęczona, głodna i pragnęła znaleźć się już w domu, bądź gdziekolwiek indziej, tylko, żeby nie słyszeć irytującego głosu mężczyzny. Gala EMA była jednym z najważniejszych widowisk muzycznych i chciała zaprezentować się, jak z najlepszej strony, jednak musiała spojrzeć prawdzie w oczy – tancerką była beznadziejną i nie wierzyła, że trzy dni, dość intensywnych prób zmieniłyby coś w tej kwestii. Zamiast na rozbudowanej choreografii, wolała skupić się na śpiewie, co ostatnimi czasy nawet to nie wychodziło, tak jak powinno.
     Podczas trasy koncertowej bywały dni, kiedy nie potrafiła wykrzesać z siebie żadnego czystego dźwięku i musiała w takich momentach wykorzystać playback. Jeżeli dowiedziałby się ktoś o tym, straciłaby wysoką pozycję i miano jednej z najlepszych piosenkarek Anglii.
     Kochała śpiewać, jednak ostatnie tygodnie sprawiły, że śpiew nie daje tyle satysfakcji i poczucia spełnienia, co dawniej. Jest jeszcze bardzo młodą piosenkarką i martwi się, że przyszedł moment, którego obawiała się najbardziej, czyli tak zwany moment – „wypalenia zawodowego”. Bała się, że kilka ostatnich, bardzo intensywnych lat sprawiły, że całkowicie straciła chęci do kontynuowania swojej drogi muzycznej. Była przerażona taką wizją, gdyż nie miała w zanadrzu innego pomysłu na swoją przyszłość.
     Wiedziała jednak, że przed nią jeszcze wiele sukcesów i nagród, które musi zdobyć, a przyszła gala EMA dawała taką możliwość. Była nominowała w wielu kategoriach, ale tą najważniejszą była – najlepsza piosenkarka. W swojej kilkuletniej działalności artystycznej jeszcze takowej nie dostała i miała nadzieję, że już za kilka dni będzie świętować kolejny sukces.
     - Mandy, zacznijmy raz jeszcze! – Zawołał, Mike, choreograf.
     Najchętniej wysyczałaby stek przekleństw i wyzwisk pod adresem mężczyzny, jednak surowy wzrok Alice sprawił, że całą siłą woli powstrzymywała się od wykrzyczenia wszystkich swoich negatywnych emocji, które kłębiły się w jej głowie i nie dawały jej należytego spokoju.
     Musiała swoje animozje zachować dla siebie i skupić całą swoją uwagę na próbie. Gdyby to od niej zależało, zwolniłaby Mike’a i zrezygnowała z choreografii, jednak to nie ona dyktowała warunki, a stacja telewizyjna MTV, która zaproponowała jej występ i musiała się dostosować do surowych zasad i reguł. Poza tym, występ na takowej gali był swoistym wyróżnieniem, gdyż gwiazdy wręcz biły się o zaproszenie od stacji MTV.
     Nie mogła teraz tego zepsuć.
~*~*~*~

     Trinity College of Music jest jedną z najpopularniejszych szkół muzyczny w Londynie. Rosemarie niegdyś pragnęła się w niej kształcić, jednak wiedziała, że są to tylko marzenia, które nigdy nie dojdą do skutku. Trinity College jest placówką znaną nie tylko z najznakomitszej kadry profesorskiej, ale może również pochwalić świetnie wyposażonymi pracowniami muzycznymi oraz salą koncertową. Był to raj dla ludzi, którzy chcieli rozpocząć swoją edukację muzyczną.
     - No nareszcie! – Zawołała, Mary, gdy do niewielkiej, aczkolwiek bardzo dobrze wyposażonej sali weszli Aaron i Rose.
     - Cześć – odezwała się, czarnowłosa, rozglądając się po wnętrzu. 
     Ściany były koloru czerwonego, które świetnie współgrały z ciemnymi meblami. Przy ścianie znajdowała się niewielkich rozmiarów scena, na której były już rozstawione potrzebne instrumenty.
     - Słuchaj, Rose – zaczął wesoło, Kevin, podchodząc do osiemnastolatki. – Twoje piosenki są naprawdę świetne. – Dopiero, gdy wskazał na Adama, który trzymał w ręku zeszyt, zorientowała się, że to jej własność.
     - Skąd to macie? – Warknęła, spoglądając surowo na swoją przyjaciółkę. Mary uśmiechnęła się przepraszająco.
     - Nie gniewaj się – powiedziała, chowając się za Theo.
     - Nie złość się na Mary – odezwał się, Martin.
     - Jak na razie chciałbym byś zaśpiewała nam coś. Chcielibyśmy usłyszeć twój głos, by wiedzieć w jakiej tonacji śpiewasz oraz jaki rodzaj muzyki do ciebie najlepiej pasuje, zatem proszę. – Powiedział rzeczowo, Kevin, podając Rose akustyka.
     Dziewczyna poczuła nieprzyjemne ukucie w podbrzuszu. Myśl, że będzie ją słuchać osiem osób, napawało ją strachem, jednak musiała pokonać w sobie nieśmiałość. Usiadła na krześle, a gitarę ułożyła sobie na kolanach. Kilka sekund później w sali rozbrzmiały pierwsze dźwięki muzyki. Postanowiła zaśpiewać tylko refren Gotta Be Somebody.

*Cause nobody wants to be the last one there
Cause everyone wants to feel like someone cares
Someone to love with my life in their hands
There’s gotta be somebody for me like that
Cause nobody wants to do it all on their own
Everyone wants to know they're not alone
There’s somebody else that feels the same somewhere
There’s gotta be somebody for me out there


     Gdy skończyła w sali rozbrzmiały oklaski. Spojrzała na Kevina. Chłopak był wyraźnie zaskoczony zdolnościami wokalnymi Rosemarie.
     - No to wiemy, że jest to pogranicze rocka z elementami popu. Zatem mam już pomysł na dwie aranżacje. – Rozpoczął Kevin, podchodząc do ciemnowłosej. – Na początek chciałbym przećwiczyć What’s going on. Tekst jest naprawę piękny i pomyślałem, żeby zaaranżować ją w klimatach bardziej rockowych, co ty na to? – Zapytał niepewnie. – Zwrotki byłby łagodne, natomiast refren ciut ostrzejszy. – Dodał szybko.
     - Możemy spróbować – powiedziała w końcu.
     - Może ty na początku zacznij śpiewać, a my zobaczymy, jak to ma wszystko wyglądać? – Zaproponował, Adam.
     - No dobrze – westchnęła. Wzięła głęboki wdech i zaczęła śpiewać.

It's 3am, I start to cry
I'm alone again
I try so hard not to fall in love
But here I am
And you couldn’t even pretend
That you cared if this was the end


     Rose spojrzała zaskoczona na Adama, który zaczął grać na perkusji, a kilka sekund później Martin rozpoczął grać na elektryku.

All the things you said to me wont even matter
Do what you want cause I’m not gonna see you baby
Whats going on
We don’t care, we don’t fight
We don’t even know whats wrong or right
Now Baby, Whats going on
Whats going on…


     - Świetnie! – Wykrzyknął, Martin, przybijając piątkę z Kevinem.
     - No to w takim razie – zaczął z uśmiechem, Christian – prosimy o dokładne sprecyzowane plany.
     - Szczerze powiedziawszy nie mam ich. – Powiedziała lekko skrępowana, spoglądając na Mary. Blondynka wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
     - Otóż, drodzy chłopcy – rozpoczęła, pojawiając się przy swojej przyjaciółce – za dwa tygodnie wchodzimy do studia.
     - Jak to? – Zapytał, zaskoczony Adam.
     - Pracuję dla Sony Music – powiedziała, Mary, wypinając dumnie pierś. – A moim szefem jest Jonathan Blatz i zaoferował, że załatwi nam jedno ze studiów nagraniowych, którymi dysponuje wytwórnia. – Wyjaśniła.
     - Ten Jonathan Blatz? – Zapytał sceptycznie Kevin. Blondynka pokiwała ochoczo głową. – I tak po prostu zaproponował ci? – Nadal nie mógł uwierzyć.
     - Nie tak po prostu. Ja zapytałam się czy pomoże mi. – Wyjaśniła.
     - Nie ważne, jak Mary to załatwiła – zaczął szybko, Adam, widząc, jak Kevin chce kontynuować przesłuchiwanie dziewczyny. – Ważne, że mamy taką okazję.
     - Adam dobrze mówi – powiedział, Martin.
     - Mamy dwa tygodnie by ustalić i skomponować listę potencjalnych piosenek, które będziemy mogli wykorzystać. – Mruknął, Kevin.
     - A co z miejscem na próby? Będziemy mogli z tej sali korzystać cały czas? – Zapytał, Martin zawracając się do Mary.
     - Ciotka powiedziała, że po godzinie siedemnastej nikt z niej nie korzysta, więc jeśli tylko chcemy możemy tutaj przychodzić.
     - W takim razie już nie mogę się doczekać miny Mandy – zaśmiał się Christian.


____________________
*Nickelback - Gotta Be Somebody
*The Veronicas - What's Goin' On 
 ____________________