WIELKA BITWA MUZYCZNA!
Kto wygra? Kto będzie pił dzisiaj szampana?
Już za niecałe trzynaście godzin odbędzie się gala rozdania MTV Europe Music Awards. Nie możecie się już doczekać? Redakcja The Miss Independent od jakiegoś czasu odlicza dni do tego wydarzenia.
Przybliżmy trochę historię MTV EMA. Otóż, w roku 1994 gala ta miała swoją premierę i odbywa się w różnych krajach Europy. W tym roku miastem, który będzie gościł największych artystów na świecie będzie nasz Londyn, z czego jesteśmy niezmiernie dumni.
Największymi faworytami do prestiżowych nagród stacji MTV są między innymi wspaniała Beyoncé oraz Mandy Todd. Będzie to bitwa nie tylko na głosy, ale bitwa na najwierniejszych fanów. Prowadzącą tegorocznego show będzie nie kto inny, jak Heidi Klum.
Kto dziś będzie świętował, a kto będzie płakał? Już wkrótce się okaże.
Start 21.00 MTV. Nie przegap tego!
Była zła i wyczerpana. Już od dwóch godzin krążyła po najlepszych knajpach, aby załatwić koncert dla swojego zespołu. Jednak to zadanie nie było wcale takie proste. Większość właścicieli zbywało Mary, tłumacząc, że grafik koncertów mają zapełniony aż do stycznia. Moore doskonale wiedziała, że były to tylko puste słowa, które miały na celu zbyć młodą kobietę. Nie chciała jednak się poddać. Pozostał już ostatni klub, z którego tak łatwo nie miała zamiaru zrezygnować.
Z pewną siebie miną weszła do jednej z najpopularniejszych knajp w Londynie. M&C jest znana między innymi z tego, że co weekend grają w niej na żywo różne zespoły albo soliści. Przeważnie są to nieznani wykonawcy, tym bardziej Mary była przekonana, że dogada się z właścicielami klubu.
- Klub otwieramy o osiemnastej. W czym mogę pomóc? – Zapytała, niewysoka kobieta w średnim wieku. Była w trakcie sprzątania sali.
- Przyszłam do właścicieli. – Powiedziała, Mary. Kobieta zmierzyła niechętnym wzrokiem blondynkę, następnie kazała jej poczekać, a sama skierowała się na zaplecze. – Wszystko się uda – szepnęła do siebie.
- Niestety pan Mike nie może pani przyjąć – oznajmiła woźna, gdy wróciła. W Mary wezbrała się złość.
- Ale to bardzo ważne. – Powiedziała, Moore.
- Przykro mi – mruknęła kobieta, jednak mina sprzątającej mówiła zupełnie co innego.
- Nie, to mi przykro – warknęła, blondynka i pobiegła na zaplecze, nie zważając na krzyki woźnej. Widząc drzwi z napisem Mike&Christina wzięła uspokajający wdech i nawet nie pukając, weszła do środka.
- O co chodzi?! – Wykrzyknął starszy mężczyzna, zrywając się z fotela.
- Musi pan ze mną porozmawiać! – Oznajmiła hardo, Mary. Nie miała zamiaru odpuścić. Na pewno nie teraz...
Doskonały humor, towarzyszący Rose po wyjściu z próby był zaraźliwy. Cieszyła się, że powoli układa swoje rozsypane w małe kawałeczki życie, tym samym przybliżając się do idealnej harmonii. Nawet próby z chłopakami przynoszą Rosemarie dużo przyjemności, gdyż robi to, co kocha i w czym czuje się spełniona.
Jej dobry humor zaczął powoli się ulatniać, gdy zauważyła swoją matkę, stojącą obok wejścia do ekskluzywnego budynku, w którym Rose aktualnie mieszka.
Ciemnowłosa poczuła bolesne ukłucie w sercu. Tak bardzo pragnęła, aby już nigdy nie poczuć tego cholernego bólu w klatce piersiowej. Ostatni raz tak się czuła, gdy wyprowadziła się z domu. Miała wówczas wrażenie, że całe jej życie runęło na jej słabe barki. Dzięki wsparciu przyjaciół podniosła się i na nowo rozpoczęła układać swoje żyje. Jednak bolesna przeszłość powraca do niej, jak bumerang.
Wzięła uspokajający wdech i wolnym krokiem ruszyła w kierunku swojej rodzicielki. Miała ochotę uciec, jednak wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się ze swoją matką. Była pewna, że nadchodząca rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Zatem przygotowała się na najgorsze.
- Cześć, mamo – powiedziała drżącym głosem. Kobieta spojrzała na swoją córkę surowym wzrokiem. – Zapraszam – mruknęła, otwierając przed Sarą drzwi, jednak matka dziewczyny nie poruszyła się. Wpatrywała się w swoją córkę, co najmniej jak na zdrajcę narodu.
- Kiedy masz zamiar wrócić do domu? – Zapytała. Głos Todd wyprany był z jakichkolwiek emocji. Rose poczuła, jakby stała przed nią zupełnie obca kobieta. – Chyba nie masz zamiaru cały czas mieszkać u Mary i Theo?
- A dlaczego nie? – Odpowiedziała pytaniem. – Przynajmniej nie czuję się u nich, jak jakiś obcy i niechciany członek rodziny. – Mruknęła.
- Tak się czułaś u nas w domu? – Zapytała, Sarah. Przez moment w oczach kobiety można było dostrzec troskę.
- Już nie. Mary i Theo to wspaniali ludzie, którzy obdarzyli mnie ciepłem i wsparciem, kiedy wy wyrzuciliście mnie z domu! – Powiedziała, podnosząc głos o kilka tonów wyżej. Sarah zamrugała zaskoczona. W jej oczach nie było już troski, a gniew i rozczarowanie zachowaniem córki.
- Nie tak cię wychowałam, Rosemarie – powiedziała z przyganą w głosie. Dziewczyna, jednak nie przejęła się słowami matki. – Mandy cię potrzebuje. Ma dziś ważną galę...
- Zawsze Mandy. Mandy to, Mandy tamto. Tylko Mandy, Mandy, Mandy! Mam tego serdecznie dość. Pomyśl, że ja też mam swoje życie, marzenia i plany na przyszłość. Chcę nareszcie zająć się swoim życiem, a nie ciągle usługiwać Mandy. Zrobiliście ze mnie służącą, ale mówię dość! – Krzyczała, żywo gestykulując. Miała w końcu szansę wyrzucić z siebie złą energię w postaci negatywnych emocji, które przez kilka ostatnich lat nagromadziły się w jej głowie.
- Zero szacunku – wysyczała, Sarah.
- Nie mamo – zaprzeczyła szybko. – To wy nigdy nie mieliście do mnie szacunku. Do widzenia. – Wycedziła ostro. Odwróciła się napięcie i weszła do budynku.
W oczach ciemnowłosej wezbrały się łzy. Rozmowa była bolesna, ale utwierdziła ją tylko w przekonaniu, że dla rodziny jest tylko przedmiotem, którym można pomiatać.
- I co? – Zapytała, Mandy, gdy do jej garderoby weszła Sarah.
To właśnie Mandy poprosiła matkę, aby porozmawiała z Rosemarie i nakłoniła ją do powrotu. Po niezadowolonej miny rodzicielki, domyśliła się, że plan się nie udał.
- Twoja siostra jest bezczelna – warknęła. Podeszła do córki, która siedziała przy toaletce. Sarah spojrzała na obicie Mandy w lustrze i uśmiechnęła się czule do córki. – Jestem z ciebie taka dumna – szepnęła. Schyliła się i ucałowała Mandy w czubek głowy. Długowłosa uśmiechnęła się szeroko, jednak chwilę później na jej twarz wkradł się niepokój. – Co jest? – Zapytała.
- Muszę wygrać statuetkę dla najlepszej wokalistki – powiedziała. – Ludzie już gadają, że nie jestem wystarczająco dobra, a fani to już zauważają.
- Kochanie, każdy wie, że jesteś świetna. Nie możesz słuchać głupszych od siebie. – Powiedziała. – Ludzie gadali, gadają i zawsze będą gadać, ponieważ zazdroszczą ci.
- Witam, drogie panie – powiedziała wesoło, Alice, wchodząc do garderoby swojej podopiecznej. – I jak tam nastroje? – Zapytała, spoglądając na Mandy.
- Wiesz może już coś na temat...
- Mandy – przerwała szybko, Morga, domyślając się, do czego zmierza piosenkarka. Kilka godzin przed galą zawsze menadżerowie wiedzą już, kto otrzyma statuetki. Było i tym razem, jednak Alice nie chciała psuć humoru swojej podopiecznej. – Jeszcze nie wiem. Poza tym, oficjalne wyniki podawane są w trakcie gali.
- Muszę wygrać. Muszę!
- Na pewno coś wygrasz. – Stwierdziła, Sarah. – Prawda? – Zwróciła się do Alice. Kobieta skinęła twierdząco głową. - W końcu jesteś nominowana w pięciu kategoriach.
Z pewną siebie miną weszła do jednej z najpopularniejszych knajp w Londynie. M&C jest znana między innymi z tego, że co weekend grają w niej na żywo różne zespoły albo soliści. Przeważnie są to nieznani wykonawcy, tym bardziej Mary była przekonana, że dogada się z właścicielami klubu.
- Klub otwieramy o osiemnastej. W czym mogę pomóc? – Zapytała, niewysoka kobieta w średnim wieku. Była w trakcie sprzątania sali.
- Przyszłam do właścicieli. – Powiedziała, Mary. Kobieta zmierzyła niechętnym wzrokiem blondynkę, następnie kazała jej poczekać, a sama skierowała się na zaplecze. – Wszystko się uda – szepnęła do siebie.
- Niestety pan Mike nie może pani przyjąć – oznajmiła woźna, gdy wróciła. W Mary wezbrała się złość.
- Ale to bardzo ważne. – Powiedziała, Moore.
- Przykro mi – mruknęła kobieta, jednak mina sprzątającej mówiła zupełnie co innego.
- Nie, to mi przykro – warknęła, blondynka i pobiegła na zaplecze, nie zważając na krzyki woźnej. Widząc drzwi z napisem Mike&Christina wzięła uspokajający wdech i nawet nie pukając, weszła do środka.
- O co chodzi?! – Wykrzyknął starszy mężczyzna, zrywając się z fotela.
- Musi pan ze mną porozmawiać! – Oznajmiła hardo, Mary. Nie miała zamiaru odpuścić. Na pewno nie teraz...
~*~*~*~
Doskonały humor, towarzyszący Rose po wyjściu z próby był zaraźliwy. Cieszyła się, że powoli układa swoje rozsypane w małe kawałeczki życie, tym samym przybliżając się do idealnej harmonii. Nawet próby z chłopakami przynoszą Rosemarie dużo przyjemności, gdyż robi to, co kocha i w czym czuje się spełniona.
Jej dobry humor zaczął powoli się ulatniać, gdy zauważyła swoją matkę, stojącą obok wejścia do ekskluzywnego budynku, w którym Rose aktualnie mieszka.
Ciemnowłosa poczuła bolesne ukłucie w sercu. Tak bardzo pragnęła, aby już nigdy nie poczuć tego cholernego bólu w klatce piersiowej. Ostatni raz tak się czuła, gdy wyprowadziła się z domu. Miała wówczas wrażenie, że całe jej życie runęło na jej słabe barki. Dzięki wsparciu przyjaciół podniosła się i na nowo rozpoczęła układać swoje żyje. Jednak bolesna przeszłość powraca do niej, jak bumerang.
Wzięła uspokajający wdech i wolnym krokiem ruszyła w kierunku swojej rodzicielki. Miała ochotę uciec, jednak wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się ze swoją matką. Była pewna, że nadchodząca rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Zatem przygotowała się na najgorsze.
- Cześć, mamo – powiedziała drżącym głosem. Kobieta spojrzała na swoją córkę surowym wzrokiem. – Zapraszam – mruknęła, otwierając przed Sarą drzwi, jednak matka dziewczyny nie poruszyła się. Wpatrywała się w swoją córkę, co najmniej jak na zdrajcę narodu.
- Kiedy masz zamiar wrócić do domu? – Zapytała. Głos Todd wyprany był z jakichkolwiek emocji. Rose poczuła, jakby stała przed nią zupełnie obca kobieta. – Chyba nie masz zamiaru cały czas mieszkać u Mary i Theo?
- A dlaczego nie? – Odpowiedziała pytaniem. – Przynajmniej nie czuję się u nich, jak jakiś obcy i niechciany członek rodziny. – Mruknęła.
- Tak się czułaś u nas w domu? – Zapytała, Sarah. Przez moment w oczach kobiety można było dostrzec troskę.
- Już nie. Mary i Theo to wspaniali ludzie, którzy obdarzyli mnie ciepłem i wsparciem, kiedy wy wyrzuciliście mnie z domu! – Powiedziała, podnosząc głos o kilka tonów wyżej. Sarah zamrugała zaskoczona. W jej oczach nie było już troski, a gniew i rozczarowanie zachowaniem córki.
- Nie tak cię wychowałam, Rosemarie – powiedziała z przyganą w głosie. Dziewczyna, jednak nie przejęła się słowami matki. – Mandy cię potrzebuje. Ma dziś ważną galę...
- Zawsze Mandy. Mandy to, Mandy tamto. Tylko Mandy, Mandy, Mandy! Mam tego serdecznie dość. Pomyśl, że ja też mam swoje życie, marzenia i plany na przyszłość. Chcę nareszcie zająć się swoim życiem, a nie ciągle usługiwać Mandy. Zrobiliście ze mnie służącą, ale mówię dość! – Krzyczała, żywo gestykulując. Miała w końcu szansę wyrzucić z siebie złą energię w postaci negatywnych emocji, które przez kilka ostatnich lat nagromadziły się w jej głowie.
- Zero szacunku – wysyczała, Sarah.
- Nie mamo – zaprzeczyła szybko. – To wy nigdy nie mieliście do mnie szacunku. Do widzenia. – Wycedziła ostro. Odwróciła się napięcie i weszła do budynku.
W oczach ciemnowłosej wezbrały się łzy. Rozmowa była bolesna, ale utwierdziła ją tylko w przekonaniu, że dla rodziny jest tylko przedmiotem, którym można pomiatać.
~*~*~*~
- I co? – Zapytała, Mandy, gdy do jej garderoby weszła Sarah.
To właśnie Mandy poprosiła matkę, aby porozmawiała z Rosemarie i nakłoniła ją do powrotu. Po niezadowolonej miny rodzicielki, domyśliła się, że plan się nie udał.
- Twoja siostra jest bezczelna – warknęła. Podeszła do córki, która siedziała przy toaletce. Sarah spojrzała na obicie Mandy w lustrze i uśmiechnęła się czule do córki. – Jestem z ciebie taka dumna – szepnęła. Schyliła się i ucałowała Mandy w czubek głowy. Długowłosa uśmiechnęła się szeroko, jednak chwilę później na jej twarz wkradł się niepokój. – Co jest? – Zapytała.
- Muszę wygrać statuetkę dla najlepszej wokalistki – powiedziała. – Ludzie już gadają, że nie jestem wystarczająco dobra, a fani to już zauważają.
- Kochanie, każdy wie, że jesteś świetna. Nie możesz słuchać głupszych od siebie. – Powiedziała. – Ludzie gadali, gadają i zawsze będą gadać, ponieważ zazdroszczą ci.
- Witam, drogie panie – powiedziała wesoło, Alice, wchodząc do garderoby swojej podopiecznej. – I jak tam nastroje? – Zapytała, spoglądając na Mandy.
- Wiesz może już coś na temat...
- Mandy – przerwała szybko, Morga, domyślając się, do czego zmierza piosenkarka. Kilka godzin przed galą zawsze menadżerowie wiedzą już, kto otrzyma statuetki. Było i tym razem, jednak Alice nie chciała psuć humoru swojej podopiecznej. – Jeszcze nie wiem. Poza tym, oficjalne wyniki podawane są w trakcie gali.
- Muszę wygrać. Muszę!
- Na pewno coś wygrasz. – Stwierdziła, Sarah. – Prawda? – Zwróciła się do Alice. Kobieta skinęła twierdząco głową. - W końcu jesteś nominowana w pięciu kategoriach.
~*~*~*~
Gdy przekroczyła próg domu nie potrafiła ukryć uśmiechu. Była dumna z siebie, że nie dała się wyrzucić i dzięki stanowczości udało jej się dogadać z właścicielami klubu M&C, aby The Thames River zagrali koncert.
- Cześć! – Powiedziała, gdy weszła do salonu. Zastała w nim tylko Theo. – Gdzie Rose? – Zapytała.
- W pokoju – odpowiedział. Wstał z kanapy i przywitał swoją dziewczynę całusem w policzek. – Jest delikatnie mówiąc, załamana – powiedział, ściszając nieco głos. – Odwiedziła ją dziś matka i raczej nie była to miła rozmowa – wyjaśnił, widząc pytające spojrzenie blondynki. – Idź do niej. Chciałem z nią porozmawiać, ale uznałem, że lepiej, jak ty z nią pogadasz, bo ja mogę coś przez przypadek głupiego powiedzieć.
Mary nie czekając dłużej, skierowała się do sypialni młodszej koleżanki. Zapukała delikatnie do drzwi, a następnie otworzyła je. Ciemnowłosa siedziała tyłem do Mary i pisała coś w swoim pamiętniku. Była tak skupiona, że nie usłyszała, jak Mary weszła do środka.
Blondynka odchrząknęła.
- O, cześć – powiedziała, Rose lekko zachrypniętym głosem. Mary niechętnie zauważyła, że jej przyjaciółka płakała, gdyż miała zaczerwienione oczy i lekko opuchnięte policzki. Nie tego chciała dla Rosemarie. Pragnęła, aby w końcu odnalazła spokój, którego najbardziej brakowało w życiu Rose. Jednak rodzina Todd ciągle stawała na drodze do szczęścia.
- Jak się czujesz? – Zapytała, siadając na krawędzi łóżka. Nie chciała pytać Rose wprost o to, co się stało, gdyż poznała dziewczynę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że Rosemarie jeżeli będzie chciała, to sama powie, co ją gryzie.
- Mama przyszła. Miała pretensje, że mieszkam u was, że zwaliłam się wam na głowę. – Wyjaśniła.
- Nie zwaliłaś się nam na głowę. Sami zaproponowaliśmy, byś zamieszkała z nami. – Odparła, Mary, przytulając Rose do siebie. Ciemnowłosa wtuliła się w przyjaciółkę, szukając schronienia i oparcia.
- Dlaczego zawsze mam pod górkę? – Zapytała. Do oczu napłynęły łzy i nie miała sił, by je powstrzymywać. Na nowo się rozpłakała.
- Płacz – szepnęła, Mary – to oczyszcza...
~*~*~*~
Za kilkanaście sekund miała wejść na scenę i wykonać swoją piosenkę. Bała się, że pomyli kroki w układzie i zapomni słów tekstu piosenki. Chciała mieć ten występ już za sobą.
Kolejnym czynnikiem, który źle wpływał na jej samopoczucie, było brak statuetek. Mimo, że do zakończenia gali pozostało jeszcze sześć konkurencji, gdzie w trzech jeszcze była nominowana, ale mimo to wewnątrz cała wrzała.
- Panno Todd, za trzydzieści sekund wchodzi pani – zakomunikował, mężczyzna z obsługi.
W pewnym momencie dostała znak, by wejść na scenę. Przywołała na twarz szeroki uśmiech. Gdy weszła na scenę, wrzask w wielkiej sali koncertowej podniósł się o kilka decybeli wyżej.
*Dum di dum di dum dum di di dei
Come a little closer
Yeah that's right aahaaa
That is so electric
When you squeeze me tight
Oh the way you touch me
Makes me high
Down with you baby
Stay the night
Cover me
Come discover me
Only you can take me places where i can't hold back no
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
You're the only one who knows
There you go boy this is my way
And I'm so in love it shows
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Here's a little something to keep in mind
Tell your little secrets
And I'll tell you mine
Boy you really got me
Got me good
That I'll be a bad girl
Like I should
Give me all of you
And I'll follow you
Only you can take me places where I can’t hold back no
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
You're the only one who knows
There you go boy this is my way
And I'm so in love it shows
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Do you really know the way to treat a girl
I'm spinning like a rock around your world
Together we are flying through the universe
It's true I'll do anything for you
Come on
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
You're the only one who knows
There you go boy this is my way
And I'm so in love it shows
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
Dum di dum di dum dum di di dei
You're the only one who knows
There you go boy this is my way
And I'm so in love it shows
Dum di dum di dum dum di di dei
That's the way that my heart goes
~*~*~*~
- Tego chłamu nie da się po prostu słuchać! – Skrzywił się, Theo, zatykając rękoma uszy.
Mary zbeształa wzrokiem Walcotta, a następnie przeniosła swój wzrok na Rosemarie. Todd w ciszy oglądała występ swojej starszej siostry.
- Wiesz, że za rok będziesz mogła być na miejscu Mandy? – Zapytała, Mary. – To tylko zależy od ciebie – dodała.
Rose spojrzała na Moore. Wiedziała, że blondynka ma dużo racji. Zdawała sobie sprawę, że tylko gdy w stu procentach zaangażuje się w pomysł Mary, ich praca będzie miała sens. Jednak do tego potrzebuje samozaparcia i dużo siły, by walczyć nie tylko o sukces zawodowy, ale przede wszystkim o własne szczęście.
Ciemnowłosa zamknęła na moment oczy, by poukładać szybko w swojej głowie wszystkie za i przeciw. Nie brała wcześniej słów Mary - o wielkiej karierze - na poważnie. Teraz wszystko będzie musiało się zmienić. Jej życie, plany na przyszłość, ale przede wszystkim ona będzie musiała się zmienić. Szara, nieśmiała dziewczynka? Nigdy więcej. Musi pokazać całemu światu, jak walczy się o własne marzenia.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się lekko.
- Zrobimy to – powiedziała, Rose – ale tylko wspólnymi siłami...
____________________
*Marie Serneholt - That's the way my heart goes
____________________
Witam!
Przepraszam za dosyć długą nieobecność, ale ostatnio mam masę rzeczy na głowie i jeszcze do tego wszystkiego nałożyła się bardzo poważna chorobą babci, która zamieszkała ze mną.
A co do rozdziału to jesteśmy już na półmetku. Jeszcze tylko 10 rozdziałów :). Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
Nareszcie Rosemarie chce spełnić swoje marzenia. Jestem bardzo zadowolona z tego iż dąży do szczęścia.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co z Mandy. Mam przeczucie iż nie dostanie żadnej statuetki, a jen kariera szybko się skończy...
Na początku miałam problem z ogarnięciem kto jest kim, ale dałam radę :D
OdpowiedzUsuńJa poproszę więcej Aarona :3 ale ogólnie to świetnie! Za każdym razem strasznie wciągam się w czytanie :)
Jestem pewna, że z babcią wszystko będzie dobrze. Moja babcia też wyszła z bardziej poważnej choroby. Trzymam kciuki, będzie okej! Życz zdrowia babci :)
No wreszcie!
OdpowiedzUsuńTeż jestem w takim stresie i zamieszaniu związanym ze studiami jak moja sis? :D
Zgaduję, że odrobinkę tak :>
Cieszę się, że Rose spełnia marzenia, należy jej się odrobina szczęście i satysfakcji z tego co robi.
Oj, Mandy, Mandy... ją po prostu przemilczę :)
Brakowało mi dużej dawki Aarona :)
Aaaa przy okazji życzę dużo zdrowia dla babci, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze :*
Pozdrawiam ciepło i powodzenia, trzymam kciuki by ci się udało dostać na studia tam gdzie ty chcesz! <3
Hej
OdpowiedzUsuńWitam cię cieplutkio
Na początek muszę ci się przyznać, że ogromnie sie ciesze iz dodałć kolejnego posta
Trochę szkoda, ze to juz półmetek, ale no cóz niech trwa jak najdłużej.
Jestem ogromnie szczęśliwa z tego, ze Rose spełnia swe marzenia i jest tak blisko osiagnięcia ich
Co do Mandy to jakoś jej nie trawię, mam przeczucie, ze niedostanie statuetki.
A i apeluje do ciebie tak jak moje poprzedniczki więcej Aarona
I oczywiście życz zdrowia swojej babci. Niech wie, ze twoje czytelniczki trzymaja za nią kciuki by wyzdrowiała
Pozdrawiam i życzę weny a w wolnej chwili zapraszam do mnie na 12 :P
http://freedoomcry.blogspot.com/2013/06/rozdzia-14_27.html
OdpowiedzUsuńzapraszam serdecznie na nowy rozdział ;)
Zobaczyłam tego bloga, jak wyszukiwałam w google zamek w Caerphilly xd
OdpowiedzUsuńI jak ujrzałam na szablonie zdjęcie Ramsey'a to U M A R Ł A M *________*
Blog jest bardzo świetny, piszesz bosko, lekko, czyta się to z przyjemnością. Mam tylko jedno 'ale' więcej Aarona, więceej! :D
Zapraszam do siebie na http://www.caliente-es-tu-amor.blogspot.com/ tam również powiadamiaj mnie o nowościach ;)
Pozdrawiam ;*