WYGRAŁ X FACTOR, PRZEGRAŁA MANDY TODD
Nadeszły ciemne chmury nad młodą piosenkarką...
Jak każdy z nas doskonale wie, w życiu naszej pięknej gwiazdy nienajlepiej się układa. Na początku problemy w związku, o których nikt nawet nie wiedział, a potem wielkie zerwanie, teraz problemy w sferze zawodowej. To nie wróży nic dobrego...
W ostatnim artykule o Mandy wspominaliśmy, że zwolniła nowy zespół. Teraz znamy okoliczności jej decyzji. Nasi informatorzy donieśli nam, że po kłótni piosenkarki z Aaronem Ramseyem, Ta była tak wściekła, że w furii zwolniła zespół. Nie od dziś wiemy, że pod względem charakterologicznym Mandy Todd jest ciężka we współpracy i oto kolejny na to dowód. Nawet Simon Cowell nie ułatwia młodej artystce zadania, gdyż nie zgodził się na rozpoczęcie pracy nad kolejną płytą, ponieważ jego podopieczna nie ma zespołu, a z ostatniego castingu nie wybrała nowego. Zatem pracę nad kolejnym projektem rozpocznie – najwcześniej – w styczniu, kiedy X Factor się zakończy.
Czyżby ulubienica Simona została zepchnięta na drugi plan?
- To jakiś absurd! – Wykrzyknęła wzburzona, Mandy, rzucając gazetę na stół.
Nigdy nie czytała plotek na swój temat, gdyż najzwyczajniej w świecie nie interesowały ją. Nigdy właściwie nie miała powodów do awersji, ponieważ media zawsze bardzo życzliwie i pozytywnie wyrażali się na temat jej osoby, jednak ten artykuł wyjątkowo wyprowadził ją z równowagi. Jej dobre imię może lec w gruzach. To na, co ciężko pracowało może w mgnieniu oka stracić.
- Skąd oni wiedzą o moich problemach z zespołem? – Zapytała, chodząc w tą i z powrotem. Ręce miała zaciśnięte w pięści, a oczy gdyby tylko mogły ciskałyby piorunami.
- The Miss Independent, to gazeta, która wie o wszystkim i wszystkich. Poza tym, prędzej czy później media dowiedziałyby się o twojej patowej sytuacji. – Wyjaśniła, Morgan. Spokój w głosie kobiety jeszcze bardziej rozjuszył Mandy.
- Trzeba coś z tym zrobić! – Warknęła.
- Właściwie już zrobiłam – zaczęła, uśmiechając się tajemniczo. – Dzisiaj rano załatwiłam ci wywiad w jutrzejszym programie The Rising Sun.
- Świetnie! – Powiedziała, Mandy. Po raz pierwszy od kilku dni na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
- Zapytają cię pewnie o twoje problemy z Aaronem i wytwórnią.
- Wymyśli się coś. – Czarnowłosa machnęła lekceważąco ręką.
- Opowieść musi być wiarygodna, zatem jeszcze dziś spotkam się z Aaronem. Musi się zgadzać z jego punktem widzenia.
Jego życie powoli zaczęło się stabilizować. Nie sądził nawet, że Rosemarie może być lekiem na całe zło, z którym musiał stoczyć walkę. Rose była dla niego słońcem i nadzieją. Rose była dla niego wszystkim, dlatego cieszył się, jak małe dziecko, gdy zgodziła się zacząć ich znajomość od nowa. Zostawili za sobą nieprzyjemną przeszłość o imieniu Mandy Todd i rozpoczęli wędrówkę w przyszłość. Postawił sobie za cel, aby uszczęśliwić oraz chronić Rosemarie i zrobi wszystko, by jego misja się powiodła.
Wychodził właśnie z ośrodka treningowego, gdy zauważył na parkingu znajomy samochód. Z auta wyszła Alice Morgan. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jego ciało. Wiedział, że wizyta tej kobiety nie zwiastuje niczego dobrego. Postanowił udać, że nie zauważył kobiety i szybkim krokiem ruszył w kierunku swojego samochodu. Nie chciał z nią rozmawiać. Pragnął, by sprawy z Mandy wreszcie się zakończyły, jednak był naiwny, myśląc, że starsza z sióstr Todd tak łatwo się podda.
- Aaron! – Zawołała, Morgan. Usłyszał dźwięk uderzających o asfalt obcasów i skrzywił się.
- Nie mam czasu. – Powiedział ostro, nie zatrzymując się ani na moment. Wszystkie dobre maniery w tym momencie nie obchodziły go, chciał, jak najszybciej spławić managerkę Mandy.
- Zajmę ci najwyżej pięć minut. – Kobieta nie dawała za wygraną. Ramsey zatrzymał się gwałtownie i odwrócił się do Alice. Kobieta uśmiechnęła się zwycięsko.
- Jeżeli Mandy próbuje naprawić nasz związek to...
- Nie próbuje – przerwała szybko i urwała, wyciągając ze swojej torebki czarną teczkę. – Masz – powiedziała, wciskając ją do ręki Walijczyka. Aaron zmarszczył delikatnie brwi.
- Co to? – Zapytał.
- Jutro Mandy ma wywiad w The Rising Sun, a w tej teczce znajduje się wasza historia rozstania. W wolnym czasie zerknij na nią i...
- Czy jest tu napisane, że Mandy to fałszywa suka? – Zapytał.
- Nie, ale...
- To mam głęboko gdzieś, co tutaj jest napisane. – Warknął, wyrzucając teczkę do śmietnika. Odwrócił się napięcie i ruszył w stronę swojego samochodu, zostawiając Alice w lekkim oszołomieniu.
Sony Music Entertainment to najpopularniejsza wytwórnia na świecie, znana z wysokiej marki i najlepszych producentów, dlatego Mary tak bardzo cieszyła się, że właśnie tutaj dostała pracę. Od zawsze marzyła, aby pracować dla najlepszych i spełnić się kiedyś w roli managera. Teraz dostała taką szansę i postanowiła zrobić wszystko, by Rose wypromować. Wiedziała, że czeka ją nie lada wyzwanie, jednak czuła, że z talentem Rosemarie i jej geniuszem zajdą daleko. Świat stoi dla nich otworem. To ich czas i wiedziała, że nie może zaprzepaścić szansy i możliwości, jakimi dysponuje potężna wytwórnia Sony Music.
Stała właśnie przed gabinetem Jonathana Blatza, kierownikiem działu reklamy, w którym pracował od kilku dni. Jonathan był jej przyjacielem z czasów licealnych i wiedziała, że może na niego liczyć. Poza tym, kilka lat temu byli prą i była wręcz pewna, że jej dawny chłopak nadal ma do niej słabość i spróbowała to trochę wykorzystać.
Wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi. Kiedy usłyszała donośne „wejść”, otworzyła drzwi.
- O, Mary. – Za biurkiem z ciemnego drewna siedział wysoki, blondyn o niebieskich oczach. Był przystojny, a w szarym garniturze prezentował się, jak prawdziwy biznesmen.
- Witaj, Jonathan – przywitała przyjaciela, obdarowując go serdecznym uśmiechem. Mężczyzna odwzajemnił gest, wstając z fotela.
- Co się sprowadza? Jakieś problemy w pracy? – Zapytał.
- Problemy nie, jednak tylko ty możesz mi pomóc. – Powiedziała tajemniczo.
- Usiądź. – Powiedział, odsuwając fotel. – Zaintrygowałaś mnie.
- Chodzi o moją przyjaciółkę – zaczęła. – Chodzi o to, że ma niesamowity głos. Naprawdę wyjątkowy. Potrzebne mi jest studio nagraniowe na jeden dzień, a wiem, że masz do nich dostęp.
- I prosisz mnie o to, bym załatwił z kim trzeba, byście skorzystały z niego? – Zapytał. Blondynka kiwnęła twierdząco głową. – W porządku.
- Naprawdę? – Zdziwiła się, że tak łatwo i szybko się zgodził.
- Oczywiście. – Odpowiedział, śmiejąc się głośno. – Czego nie robi się dla starych znajomych. – Dodał, puszczając do niej oczko. – Powiedz tylko, kiedy potrzebne jest ci to studio.
- Jutro dogadamy szczegóły, ponieważ muszę porozmawiać z przyjaciółką.
- W takim razie powiedz mi, kim jest twoja przyjaciółka.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie...
Sarah Todd, jak burza gradowa wpadła do wytwórni Syco Music. Musiała koniecznie rozmówić się z Simonem. Nie mogła bezczynnie patrzeć, jak kariera jej starszej córki sypie się. Zbyt wiele nerwów i zachodu kosztowało ją, by jej córka osiągnęła sukces i nie potrafiła przyglądać się, jak kariera Mandy sypie się, jak zamek z piasku. Nie mogła na to pozwolić i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
Weszła do windy i nacisnęła przycisk z numerem dwadzieścia dwa. Na tym właśnie piętrze znajduje się biuro Simona Cowella. Kiedy znalazła się na ostatnim piętrze, żwawym krokiem ruszyła w kierunku gabinetu przełożonego jej starszej córki.
- Dzień dobry. – Przywitała ją średniego wzrostu, rudowłosa dziewczyna, asystentka Cowella.
- Dzień dobry. Przyszłam do Simona. – Zakomunikowała oficjalnym tonem, podchodząc do drzwi, jednakże rudowłosa stanęła jej na drodze.
- Musi się pan wcześniej umówić. Pan Cowell jest teraz zajęty i nie może pani przyjąć.
- Że co? – Prychnęła. – Dziewucho, czy wiesz kim jestem? – Zapytała ostro. Pracownica Simona otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak Sarah nie dała jej dojść do słowa. – Jestem matką Mandy Todd.
- Ale pan Cowell jest teraz zajęty. – Odparła spokojnie w porównaniu do kobiety, od której emanował gniew.
- Nie obchodzi mnie to – warknęła i bezceremonialnie wprosiła się do gabinetu Simona.
Mężczyzna spojrzał zdziwiony na matkę Mandy, a następnie na swoją asystentkę. Wiedział, że wizyta Sary nie wróży nic dobrego.
- Przepraszam pana, ale ta pani sama weszła. Nie chciała mnie słuchać. – Wyjaśniła szybko, rudowłosa.
- W porządku, Camille. – Zwrócił się życzliwie do swojej podopiecznej. Następnie przeniósł swój wzrok na Sare. – Zostaw nas samych – dodał, nie spuszczając z oczu kobiety.
Camille kiwnęła głową ze zrozumieniem i wyszła posłusznie. Sarah i Simon jeszcze przez moment mierzyli się wzrokiem.
- Po co przyszłaś? – Zapytał.
- Czytałeś ostatnie wydanie The Miss Independent? – Zapytała, ignorując pytanie mężczyzny. Simon westchnął ciężko.
- Czytałem. – Odpowiedział powoli.
- I co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic, bo co niby mam zrobić? Gazety zawsze będą pisać głupoty, chociaż – urwał na moment, a na jego usta wkradł się złośliwy uśmieszek – artykuł wyjątkowo trafiony.
- Że co?! – Wykrzyknęła zdumiona.
- Po cholerę zwalniała zespół? To przez własną głupotę zaprzepaściła szansę na kolejną płytę.
- Czyli program jest dla ciebie ważniejszy? – Zapytała, nie wierząc własnym uszom.
- Wszystkie moje projekty są ważne, Mandy również, ale nie mogę dla niej za każdym razem iść na ustępstwa. To nie byłoby sprawiedliwe w stosunku do innych. Rozmawiałem już z nią na ten temat. Myślałem, że zrozumiała. Dopiero w styczniu będę w pełni mógł się poświęcić dla Mandy.
- Inaczej się umawialiśmy – warknęła. Cowell zmarszczył brwi.
- O co ci chodzi?
- Nie pamiętasz co wydarzyło się w Rio? – Zapytała.
- Tamta noc nic dla mnie nie znaczyła. – Warknął. – Ale jeśli chcesz, aby wszyscy się o tym dowiedzieli, proszę bardzo. Pamiętaj tylko, że ja nie mam nic do stracenia, za to ty naprawdę wiele. Olivier nie byłby zadowolony, że jego żona przyprawiła mu rogi, albo Mandy nie byłaby szczęśliwa, wiedząc, że dostała się do wytwórni tylko dlatego, że przespałaś się z głównym zarządcą Sony Music. – Wycedził z ledwo zauważalnym uśmiechem. – Zastanów się, Sarah. Ja nie mam nic do stracenia, ale ty...
Z powątpieniem przeglądała zeszyt z piosenkami, które sama niegdyś stworzyła. Żadna, nawet w najmniejszym stopniu nie nadawała się na materiał płytowy.
Wszystkie były dla niej bardzo ważne, gdyż opowiadały o jej skrytych marzeniach i pragnieniach. Każda miała swój klimat, który nijak nie pasuje do wielkiego świata show biznesu.
Gwałtownie zamknęła zeszyt i rzuciła go w kąt.
- I tak nie nagram tej przeklętej płyty. – Powiedziała do siebie.
Przez bardzo krótki moment przeszło jej przez myśl, że mogłaby by być, jak jej starsza siostra. Sławna, mieć oddanych fanów i przede wszystkim śpiewać, bo to właśnie kochała najbardziej. Największym problemem stanowiła jej nieśmiała natura. Ale czy na pewno? Bo gdy wychodzi na scenę, zapomina o wszystkim i daje pomieść się muzyce. Muzyka sprawia, że otwiera się i może opowiedzieć, nawet najskrytszą tajemnicę.
- Jestem! – Usłyszała donośny głos swojej przyjaciółki. Kilka sekund później do jej sypialni wpadła Mary. Rose spojrzała na podekscytowaną przyjaciółkę. – Nie uwierzysz! – Powiedziała rozemocjonowana.
- Zależy w co – odparła obojętnie.
- Załatwiłam studio!
- Jakie? – Zapytała. Blondynka przewróciła teatralnie oczami.
- Nagraniowe, a niby jakie? – Żachnęła.
- Żartujesz?! – Wykrzyknęła. Mary pokręciła przecząco głową. – Ale ja nie nadaję się na piosenkarkę!
- Nadajesz się. Aaron powiedział, że sama tworzysz, więc kłopot z muzyką mamy z głowy.
- Może piosenki są, ale beznadziejne! Nie nadają się na płytę, jeżeli o to chodzi. Poza tym, nie mam zespołu, a dziewczyna z gitarą nie jest spełnieniem marzeń odbiorców. – Mruknęła.
- Och! Zespół jest najmniejszym problemem. Najważniejsze, że Jonathan chce nam pomóc.
- Kto? –Zapytała, Rose, marszcząc brwi.
- Jonathan Blatz – odpowiedziała, to takim tonem, jakby to było, jasne, jak słońce.
- Ten Jonathan Blatz?
- Tak.
- Niby dlaczego chce nam pomóc?
- Chodziłam z nim do szkoły. – Odpowiedziała wymijająco, podchodząc do zrzuconego przez Rose zeszytu. Podniosła go i otworzyła na pierwszej stronie. - It's 3am, I start to cry – zaczęła czytać pierwszy wers piosenki. Rosemarie wyskoczyła z łóżka, jak poparzona. Kiedy znalazła się przy Mary, próbowała wyrwać jej zeszyt, jednak, jej przyjaciółka odskoczyła od niej i dalej czytała. - I'm alone again./ I try so hard not to fall in love./ But here I am./ And you couldn’t even pretend./ That you cared if this was the end.
- Oddaj! – Krzyknęła poirytowana. Mary jednak zignorowała Rose i zaczęła przeglądać inne piosenki. – Są beznadziejne. – Mruknęła, siadając bezradnie na łóżku.
- Wiesz, co... – urwała, ciągle kartując zeszyt. Zamknęła go nagle, uśmiechając się szeroko. – Są świetne i przede wszystkim szczere. Będziesz głupia jeśli nie będziesz chciała ze mną iść do studia. To twoja wielka szansa. To nasza wielka szansa. Co ci szkodzi? – Zapytała, spoglądając badawczo na ciemnowłosą. – Tobie nic nie szkodzi, jednak Mandy może zaszkodzić bardzo wiele. Na rynku muzycznym zadebiutuje dziewczyna o potężnym wokalu i ogromnym sercu. Jestem pewna, że ludzie na takie coś właśnie czekają. Mają dość oglądania w telewizji gołych tyłków i słuchać pustych, popowch piosenek. Czas na prawdziwą muzykę. Czas na ciebie.
Nigdy nie czytała plotek na swój temat, gdyż najzwyczajniej w świecie nie interesowały ją. Nigdy właściwie nie miała powodów do awersji, ponieważ media zawsze bardzo życzliwie i pozytywnie wyrażali się na temat jej osoby, jednak ten artykuł wyjątkowo wyprowadził ją z równowagi. Jej dobre imię może lec w gruzach. To na, co ciężko pracowało może w mgnieniu oka stracić.
- Skąd oni wiedzą o moich problemach z zespołem? – Zapytała, chodząc w tą i z powrotem. Ręce miała zaciśnięte w pięści, a oczy gdyby tylko mogły ciskałyby piorunami.
- The Miss Independent, to gazeta, która wie o wszystkim i wszystkich. Poza tym, prędzej czy później media dowiedziałyby się o twojej patowej sytuacji. – Wyjaśniła, Morgan. Spokój w głosie kobiety jeszcze bardziej rozjuszył Mandy.
- Trzeba coś z tym zrobić! – Warknęła.
- Właściwie już zrobiłam – zaczęła, uśmiechając się tajemniczo. – Dzisiaj rano załatwiłam ci wywiad w jutrzejszym programie The Rising Sun.
- Świetnie! – Powiedziała, Mandy. Po raz pierwszy od kilku dni na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
- Zapytają cię pewnie o twoje problemy z Aaronem i wytwórnią.
- Wymyśli się coś. – Czarnowłosa machnęła lekceważąco ręką.
- Opowieść musi być wiarygodna, zatem jeszcze dziś spotkam się z Aaronem. Musi się zgadzać z jego punktem widzenia.
~*~*~*~
Jego życie powoli zaczęło się stabilizować. Nie sądził nawet, że Rosemarie może być lekiem na całe zło, z którym musiał stoczyć walkę. Rose była dla niego słońcem i nadzieją. Rose była dla niego wszystkim, dlatego cieszył się, jak małe dziecko, gdy zgodziła się zacząć ich znajomość od nowa. Zostawili za sobą nieprzyjemną przeszłość o imieniu Mandy Todd i rozpoczęli wędrówkę w przyszłość. Postawił sobie za cel, aby uszczęśliwić oraz chronić Rosemarie i zrobi wszystko, by jego misja się powiodła.
Wychodził właśnie z ośrodka treningowego, gdy zauważył na parkingu znajomy samochód. Z auta wyszła Alice Morgan. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jego ciało. Wiedział, że wizyta tej kobiety nie zwiastuje niczego dobrego. Postanowił udać, że nie zauważył kobiety i szybkim krokiem ruszył w kierunku swojego samochodu. Nie chciał z nią rozmawiać. Pragnął, by sprawy z Mandy wreszcie się zakończyły, jednak był naiwny, myśląc, że starsza z sióstr Todd tak łatwo się podda.
- Aaron! – Zawołała, Morgan. Usłyszał dźwięk uderzających o asfalt obcasów i skrzywił się.
- Nie mam czasu. – Powiedział ostro, nie zatrzymując się ani na moment. Wszystkie dobre maniery w tym momencie nie obchodziły go, chciał, jak najszybciej spławić managerkę Mandy.
- Zajmę ci najwyżej pięć minut. – Kobieta nie dawała za wygraną. Ramsey zatrzymał się gwałtownie i odwrócił się do Alice. Kobieta uśmiechnęła się zwycięsko.
- Jeżeli Mandy próbuje naprawić nasz związek to...
- Nie próbuje – przerwała szybko i urwała, wyciągając ze swojej torebki czarną teczkę. – Masz – powiedziała, wciskając ją do ręki Walijczyka. Aaron zmarszczył delikatnie brwi.
- Co to? – Zapytał.
- Jutro Mandy ma wywiad w The Rising Sun, a w tej teczce znajduje się wasza historia rozstania. W wolnym czasie zerknij na nią i...
- Czy jest tu napisane, że Mandy to fałszywa suka? – Zapytał.
- Nie, ale...
- To mam głęboko gdzieś, co tutaj jest napisane. – Warknął, wyrzucając teczkę do śmietnika. Odwrócił się napięcie i ruszył w stronę swojego samochodu, zostawiając Alice w lekkim oszołomieniu.
~*~*~*~
Sony Music Entertainment to najpopularniejsza wytwórnia na świecie, znana z wysokiej marki i najlepszych producentów, dlatego Mary tak bardzo cieszyła się, że właśnie tutaj dostała pracę. Od zawsze marzyła, aby pracować dla najlepszych i spełnić się kiedyś w roli managera. Teraz dostała taką szansę i postanowiła zrobić wszystko, by Rose wypromować. Wiedziała, że czeka ją nie lada wyzwanie, jednak czuła, że z talentem Rosemarie i jej geniuszem zajdą daleko. Świat stoi dla nich otworem. To ich czas i wiedziała, że nie może zaprzepaścić szansy i możliwości, jakimi dysponuje potężna wytwórnia Sony Music.
Stała właśnie przed gabinetem Jonathana Blatza, kierownikiem działu reklamy, w którym pracował od kilku dni. Jonathan był jej przyjacielem z czasów licealnych i wiedziała, że może na niego liczyć. Poza tym, kilka lat temu byli prą i była wręcz pewna, że jej dawny chłopak nadal ma do niej słabość i spróbowała to trochę wykorzystać.
Wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi. Kiedy usłyszała donośne „wejść”, otworzyła drzwi.
- O, Mary. – Za biurkiem z ciemnego drewna siedział wysoki, blondyn o niebieskich oczach. Był przystojny, a w szarym garniturze prezentował się, jak prawdziwy biznesmen.
- Witaj, Jonathan – przywitała przyjaciela, obdarowując go serdecznym uśmiechem. Mężczyzna odwzajemnił gest, wstając z fotela.
- Co się sprowadza? Jakieś problemy w pracy? – Zapytał.
- Problemy nie, jednak tylko ty możesz mi pomóc. – Powiedziała tajemniczo.
- Usiądź. – Powiedział, odsuwając fotel. – Zaintrygowałaś mnie.
- Chodzi o moją przyjaciółkę – zaczęła. – Chodzi o to, że ma niesamowity głos. Naprawdę wyjątkowy. Potrzebne mi jest studio nagraniowe na jeden dzień, a wiem, że masz do nich dostęp.
- I prosisz mnie o to, bym załatwił z kim trzeba, byście skorzystały z niego? – Zapytał. Blondynka kiwnęła twierdząco głową. – W porządku.
- Naprawdę? – Zdziwiła się, że tak łatwo i szybko się zgodził.
- Oczywiście. – Odpowiedział, śmiejąc się głośno. – Czego nie robi się dla starych znajomych. – Dodał, puszczając do niej oczko. – Powiedz tylko, kiedy potrzebne jest ci to studio.
- Jutro dogadamy szczegóły, ponieważ muszę porozmawiać z przyjaciółką.
- W takim razie powiedz mi, kim jest twoja przyjaciółka.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie...
~*~*~*~
Sarah Todd, jak burza gradowa wpadła do wytwórni Syco Music. Musiała koniecznie rozmówić się z Simonem. Nie mogła bezczynnie patrzeć, jak kariera jej starszej córki sypie się. Zbyt wiele nerwów i zachodu kosztowało ją, by jej córka osiągnęła sukces i nie potrafiła przyglądać się, jak kariera Mandy sypie się, jak zamek z piasku. Nie mogła na to pozwolić i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
Weszła do windy i nacisnęła przycisk z numerem dwadzieścia dwa. Na tym właśnie piętrze znajduje się biuro Simona Cowella. Kiedy znalazła się na ostatnim piętrze, żwawym krokiem ruszyła w kierunku gabinetu przełożonego jej starszej córki.
- Dzień dobry. – Przywitała ją średniego wzrostu, rudowłosa dziewczyna, asystentka Cowella.
- Dzień dobry. Przyszłam do Simona. – Zakomunikowała oficjalnym tonem, podchodząc do drzwi, jednakże rudowłosa stanęła jej na drodze.
- Musi się pan wcześniej umówić. Pan Cowell jest teraz zajęty i nie może pani przyjąć.
- Że co? – Prychnęła. – Dziewucho, czy wiesz kim jestem? – Zapytała ostro. Pracownica Simona otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak Sarah nie dała jej dojść do słowa. – Jestem matką Mandy Todd.
- Ale pan Cowell jest teraz zajęty. – Odparła spokojnie w porównaniu do kobiety, od której emanował gniew.
- Nie obchodzi mnie to – warknęła i bezceremonialnie wprosiła się do gabinetu Simona.
Mężczyzna spojrzał zdziwiony na matkę Mandy, a następnie na swoją asystentkę. Wiedział, że wizyta Sary nie wróży nic dobrego.
- Przepraszam pana, ale ta pani sama weszła. Nie chciała mnie słuchać. – Wyjaśniła szybko, rudowłosa.
- W porządku, Camille. – Zwrócił się życzliwie do swojej podopiecznej. Następnie przeniósł swój wzrok na Sare. – Zostaw nas samych – dodał, nie spuszczając z oczu kobiety.
Camille kiwnęła głową ze zrozumieniem i wyszła posłusznie. Sarah i Simon jeszcze przez moment mierzyli się wzrokiem.
- Po co przyszłaś? – Zapytał.
- Czytałeś ostatnie wydanie The Miss Independent? – Zapytała, ignorując pytanie mężczyzny. Simon westchnął ciężko.
- Czytałem. – Odpowiedział powoli.
- I co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic, bo co niby mam zrobić? Gazety zawsze będą pisać głupoty, chociaż – urwał na moment, a na jego usta wkradł się złośliwy uśmieszek – artykuł wyjątkowo trafiony.
- Że co?! – Wykrzyknęła zdumiona.
- Po cholerę zwalniała zespół? To przez własną głupotę zaprzepaściła szansę na kolejną płytę.
- Czyli program jest dla ciebie ważniejszy? – Zapytała, nie wierząc własnym uszom.
- Wszystkie moje projekty są ważne, Mandy również, ale nie mogę dla niej za każdym razem iść na ustępstwa. To nie byłoby sprawiedliwe w stosunku do innych. Rozmawiałem już z nią na ten temat. Myślałem, że zrozumiała. Dopiero w styczniu będę w pełni mógł się poświęcić dla Mandy.
- Inaczej się umawialiśmy – warknęła. Cowell zmarszczył brwi.
- O co ci chodzi?
- Nie pamiętasz co wydarzyło się w Rio? – Zapytała.
- Tamta noc nic dla mnie nie znaczyła. – Warknął. – Ale jeśli chcesz, aby wszyscy się o tym dowiedzieli, proszę bardzo. Pamiętaj tylko, że ja nie mam nic do stracenia, za to ty naprawdę wiele. Olivier nie byłby zadowolony, że jego żona przyprawiła mu rogi, albo Mandy nie byłaby szczęśliwa, wiedząc, że dostała się do wytwórni tylko dlatego, że przespałaś się z głównym zarządcą Sony Music. – Wycedził z ledwo zauważalnym uśmiechem. – Zastanów się, Sarah. Ja nie mam nic do stracenia, ale ty...
~*~*~*~
Z powątpieniem przeglądała zeszyt z piosenkami, które sama niegdyś stworzyła. Żadna, nawet w najmniejszym stopniu nie nadawała się na materiał płytowy.
Wszystkie były dla niej bardzo ważne, gdyż opowiadały o jej skrytych marzeniach i pragnieniach. Każda miała swój klimat, który nijak nie pasuje do wielkiego świata show biznesu.
Gwałtownie zamknęła zeszyt i rzuciła go w kąt.
- I tak nie nagram tej przeklętej płyty. – Powiedziała do siebie.
Przez bardzo krótki moment przeszło jej przez myśl, że mogłaby by być, jak jej starsza siostra. Sławna, mieć oddanych fanów i przede wszystkim śpiewać, bo to właśnie kochała najbardziej. Największym problemem stanowiła jej nieśmiała natura. Ale czy na pewno? Bo gdy wychodzi na scenę, zapomina o wszystkim i daje pomieść się muzyce. Muzyka sprawia, że otwiera się i może opowiedzieć, nawet najskrytszą tajemnicę.
- Jestem! – Usłyszała donośny głos swojej przyjaciółki. Kilka sekund później do jej sypialni wpadła Mary. Rose spojrzała na podekscytowaną przyjaciółkę. – Nie uwierzysz! – Powiedziała rozemocjonowana.
- Zależy w co – odparła obojętnie.
- Załatwiłam studio!
- Jakie? – Zapytała. Blondynka przewróciła teatralnie oczami.
- Nagraniowe, a niby jakie? – Żachnęła.
- Żartujesz?! – Wykrzyknęła. Mary pokręciła przecząco głową. – Ale ja nie nadaję się na piosenkarkę!
- Nadajesz się. Aaron powiedział, że sama tworzysz, więc kłopot z muzyką mamy z głowy.
- Może piosenki są, ale beznadziejne! Nie nadają się na płytę, jeżeli o to chodzi. Poza tym, nie mam zespołu, a dziewczyna z gitarą nie jest spełnieniem marzeń odbiorców. – Mruknęła.
- Och! Zespół jest najmniejszym problemem. Najważniejsze, że Jonathan chce nam pomóc.
- Kto? –Zapytała, Rose, marszcząc brwi.
- Jonathan Blatz – odpowiedziała, to takim tonem, jakby to było, jasne, jak słońce.
- Ten Jonathan Blatz?
- Tak.
- Niby dlaczego chce nam pomóc?
- Chodziłam z nim do szkoły. – Odpowiedziała wymijająco, podchodząc do zrzuconego przez Rose zeszytu. Podniosła go i otworzyła na pierwszej stronie. - It's 3am, I start to cry – zaczęła czytać pierwszy wers piosenki. Rosemarie wyskoczyła z łóżka, jak poparzona. Kiedy znalazła się przy Mary, próbowała wyrwać jej zeszyt, jednak, jej przyjaciółka odskoczyła od niej i dalej czytała. - I'm alone again./ I try so hard not to fall in love./ But here I am./ And you couldn’t even pretend./ That you cared if this was the end.
- Oddaj! – Krzyknęła poirytowana. Mary jednak zignorowała Rose i zaczęła przeglądać inne piosenki. – Są beznadziejne. – Mruknęła, siadając bezradnie na łóżku.
- Wiesz, co... – urwała, ciągle kartując zeszyt. Zamknęła go nagle, uśmiechając się szeroko. – Są świetne i przede wszystkim szczere. Będziesz głupia jeśli nie będziesz chciała ze mną iść do studia. To twoja wielka szansa. To nasza wielka szansa. Co ci szkodzi? – Zapytała, spoglądając badawczo na ciemnowłosą. – Tobie nic nie szkodzi, jednak Mandy może zaszkodzić bardzo wiele. Na rynku muzycznym zadebiutuje dziewczyna o potężnym wokalu i ogromnym sercu. Jestem pewna, że ludzie na takie coś właśnie czekają. Mają dość oglądania w telewizji gołych tyłków i słuchać pustych, popowch piosenek. Czas na prawdziwą muzykę. Czas na ciebie.
___________________________________
Jedyne słowo, jakie pasuje mi napisać to: PRZEPRASZAM, że tak długo nie dodawałam żadnego rozdziału. Jak zapewne pamiętacie, pisałam jakiś czas temu, że będę mieć matury, więc mam nadzieję, że zrozumiecie miesięczną przerwę. Mam też nadzieję, że ktoś jeszcze zagląda na mojego bloga :). Postaram się nadrobić zaległości na Waszych.
Liczę, że zrozumiecie mnie :).
Dzisiaj miałam ostatni egzamin z języka angielskiego i jestem już wolna i nawet nie macie pojęcia, jak się cieszę! :). Teraz rozdziały będą się pojawiać częściej. Już nawet mam pomysł na nowe opowiadanie, zatem nie zamierzam kończyć swojej przygody z blogowaniem :).
Pozdrawiam!
a następne opowiadanie będzie o szczesnym? A co do rozdziału to jest świetny, bardzo dobrze zachował sie Aaron. Mandy to naprawde suka o i jescze jedno nie karz mi tak długo czekać bo dostane nerwicy. Kocham twoje blogi (chodzi o tego bloga i czas pokarze drugi plan) sorry za błędy
OdpowiedzUsuńOtóż następne nie będzie jeszcze o Wojtku, ponieważ chciałabym trochę od Jego osoby w moich opowiadaniach odpocząć. Ale obiecuję, że po trzecim opowiadaniu rozpocznę o Wojtku - nawet mam już pewien zarys opowiadania, ale na razie brak chęci do w pełni poświęcenia się tej historii. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Tutaj jest link do nowego opowiadania: http://chodzmy-w-strone-slonca.blogspot.com/
UsuńCzekam nastepne opowiadanko
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie http://monikagotze.blogspot.com/2013/05/rozdzia-10.html
Oj powiem ci, że coraz bardziej przekonuję się do Aarona!!!
OdpowiedzUsuńA Mandy to po prostu kawał zwykłej suki ^^ Wybacz mój język, ale naprawdę zdenerwowała mnie swoim zachowaniem!
Gratuluję zdanej matury i najdłuższych wakacji! Moja siostra też jest zadowolona i co najważniejsze ma z głowy cały stres i ty również! :)
Odpoczywaj bo ci się należy^^
Nowe opowiadanie powiadasz? A zdradzisz mi fabułę? :D O kim, z kim itp.? :D
Co do twojego komentarza u mnie:
- mam nadzieję, że nie nabawisz się przeze mnie nerwicy co do bruneta :>
- czasami dokonujemy wyborów właściwych czasami nie ;)
- a co do Gregora to dam ci wkrótce namiastkę bycia parą pomiędzy nim, a Megi :)
Pozdrawiam serdecznie!
Rozdział bardzo fajny. :D Coraz bardziej irytuje mnie Mandy. Myśli że jest pępkiem świata i każdy ma ją szanować. Po prostu jej nie trawie. Rosie mogła by miec troszke wiecej odwagi, zabrać Mandy i dać Rosie :P
OdpowiedzUsuńZastanawiam się co będzie dalej. Bo mam przeczucie że Mandy za wszelką cene zniszczy nie tylko przyjaźń Aarona z jej siostrą ale może też i ich uczucie.
http://freedoomcry.blogspot.com zapraszam na nowy ;)
Mendy to suka i tyle a Aaron jak zwykle <3 mam nadzieje ze niedługo pojawi sie prolog na twoim nowym opowiadaniu troiche szkoda tze nie będzie ona o Teku no ale cóz mam nadzieje że moze około wakacji moze po sie zacznie rozdział wspaniały ale nie każ juz na siebie tak długo czekaćpozdrawiam i zapraszam do mnie na http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń