Mandy i Aaron – TO KONIEC
Piękna miłość przeminęła, teraz ból i płacz.
Ostatni spektakularny koncert Mandy Todd na Wembley przejdzie do historii. Jednak minionego wieczoru mimo kolejnego sukcesu zawodowego, Mandy nie może zaliczyć go do najlepszych.
Ku zaskoczeniu wszystkich najpiękniejsza para ostatnich kilkunastu miesięcy zerwała. Wydawało się, że Mandy i Aaron są szczęśliwi, a jednak nie wszystko, co pięknie wygląda, jest prawdziwe.
Jeszcze nie wiemy, co albo kto spowodował rozpadł związku pięknej gwiazdy, ale jeśli czegoś się dowiemy, na pewno poinformujemy Was.
Nasi informatorzy przekazali nam, że Aaron wychodząc z garderoby Mandy był mocno wzburzony, a kiedy ta wybiegła za nim, nie był nawet skory do rozmowy i na oczach kilku ludzi z obsługi zerwał z piosenkarką.
Doszła do nas również informacja, że Mandy wyrzuciła swój nowy zespół, co dla nas jest bardzo dziwne, gdyż świetnie zaprezentowali się na koncercie, który okazał się być ogromnym widowiskiem.
Mamy nadzieję, że ten niemiły czas dla naszej utalentowanej gwiazdy nie spowoduje lawiny kolejnych nieszczęść. Mandy, głowa do góry!
Nie spała całą noc. Myślami krążyła wokół ostatnich nieoczekiwanych wydarzeń.
Rozstała się z Joe. W końcu pozbyła się tego nieprzyjemnego ciężaru. Była pewna, że wyjdzie im to obojgu na lepsze, a na pewno Jemu. Joseph był – właściwie jest - dla niej waży, jednak nie na tyle, by związać z nim swoją przyszłość.
Została jeszcze Mandy. Kochała ją, jednak miała dość jej zmiennych nastrojów, poza tym, nie pozwoli by ją poniżano. Już i tak wiele dla niej zniosła, ale obelg nie będzie tolerować. Niewidzialną granicę, wyznaczoną przez Rose, Mandy już dawno przekroczyła, jednak wczorajszy wieczór skumulował wszystkie negatywne emocje. Rose nie chcąc się kłócić, odeszła. Uznała, że tak będzie najlepiej.
Postanowiła pojechać do mieszkania Mary i Theo. Nie chciała wracać do domu, na pewno nie po tym, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru.
Kiedy obudziła się, wybiła godzina ósma. Postanowiła wstać i pójść do kuchni. Zastała tam Theo i Mary. Przygotowali śniadanie. Byli w wyśmienitych humorach.
- Cześć – powiedziała.
- Witaj, Mała. Na co masz ochotę: na jajecznicę czy może na płatki? – Zapytał wesoło, Theo.
- Nie jestem głodna. – Mruknęła.
- Musisz jeść. Po za tym, śniadanie to podstawa. – Powiedział stanowczo.
- Płatki wystarczą – odpowiedziała. Chwilę później Mary postawiła przed nią miskę. – I co teraz zrobisz? – Zwróciła się do przyjaciółki. Ta tylko wzruszyła obojętnie ramionami.
Rose martwiła się, że po odejściu Mary z pracy, będzie jej ciężko znaleźć inną, ale z drugiej strony Moore skończyła marketing i zarządzanie. Rosemarie zawsze zastanawiała się, dlaczego jej przyjaciółka pracuje u Mandy, jako jej asystentka, kiedy mogła pracować na lepszym stanowisku w jakiejś korporacji, a z jej kwalifikacjami nie trudno byłoby znaleźć pracę, gdyż zna dodatkowo trzy języki.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że odeszłaś od tej wariatki – powiedział z wyraźną ulgą, Theo. Dopiero po chwili doszedł do niego sens wypowiedzianych słów. – Wybacz, Rose...
- Nie masz nawet za co przepraszać – odparła z lekkim uśmiechem.
- A co ty zrobisz? – Zapytała, Mary.
- Pojęcia nie mam – westchnęła. – Za dwa tygodnie rozpoczyna się rok akademicki. Będę musiała wrócić do domu i wytrzymać jakość z Mandy.
- A nie lepiej, żebyś się do nas przeprowadziła? Mamy jeden wolny pokój – zaproponował, Walcott, spoglądając na swoją ukochaną znacząco.
- Theo ma rację – poparła, Mary. – Byłoby wspaniale. – Klasnęła w ręce zadowolona.
- Nie będę zwalać się wam na głowę. – Mruknęła, czarnowłosa.
- Głupoty gadasz. – Powiedział Theo. – Mnie większość czasu w domu nie ma, a Mary przyda się babskie towarzystwo.
- To jest idealny pomysł – dodała, blondynka.
- Mogę się zastanowić? – Zapytała, Rosemarie.
- Oczywiście, nic na siłę – odpowiedział, Walcott.
Rozstała się z Joe. W końcu pozbyła się tego nieprzyjemnego ciężaru. Była pewna, że wyjdzie im to obojgu na lepsze, a na pewno Jemu. Joseph był – właściwie jest - dla niej waży, jednak nie na tyle, by związać z nim swoją przyszłość.
Została jeszcze Mandy. Kochała ją, jednak miała dość jej zmiennych nastrojów, poza tym, nie pozwoli by ją poniżano. Już i tak wiele dla niej zniosła, ale obelg nie będzie tolerować. Niewidzialną granicę, wyznaczoną przez Rose, Mandy już dawno przekroczyła, jednak wczorajszy wieczór skumulował wszystkie negatywne emocje. Rose nie chcąc się kłócić, odeszła. Uznała, że tak będzie najlepiej.
Postanowiła pojechać do mieszkania Mary i Theo. Nie chciała wracać do domu, na pewno nie po tym, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru.
Kiedy obudziła się, wybiła godzina ósma. Postanowiła wstać i pójść do kuchni. Zastała tam Theo i Mary. Przygotowali śniadanie. Byli w wyśmienitych humorach.
- Cześć – powiedziała.
- Witaj, Mała. Na co masz ochotę: na jajecznicę czy może na płatki? – Zapytał wesoło, Theo.
- Nie jestem głodna. – Mruknęła.
- Musisz jeść. Po za tym, śniadanie to podstawa. – Powiedział stanowczo.
- Płatki wystarczą – odpowiedziała. Chwilę później Mary postawiła przed nią miskę. – I co teraz zrobisz? – Zwróciła się do przyjaciółki. Ta tylko wzruszyła obojętnie ramionami.
Rose martwiła się, że po odejściu Mary z pracy, będzie jej ciężko znaleźć inną, ale z drugiej strony Moore skończyła marketing i zarządzanie. Rosemarie zawsze zastanawiała się, dlaczego jej przyjaciółka pracuje u Mandy, jako jej asystentka, kiedy mogła pracować na lepszym stanowisku w jakiejś korporacji, a z jej kwalifikacjami nie trudno byłoby znaleźć pracę, gdyż zna dodatkowo trzy języki.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że odeszłaś od tej wariatki – powiedział z wyraźną ulgą, Theo. Dopiero po chwili doszedł do niego sens wypowiedzianych słów. – Wybacz, Rose...
- Nie masz nawet za co przepraszać – odparła z lekkim uśmiechem.
- A co ty zrobisz? – Zapytała, Mary.
- Pojęcia nie mam – westchnęła. – Za dwa tygodnie rozpoczyna się rok akademicki. Będę musiała wrócić do domu i wytrzymać jakość z Mandy.
- A nie lepiej, żebyś się do nas przeprowadziła? Mamy jeden wolny pokój – zaproponował, Walcott, spoglądając na swoją ukochaną znacząco.
- Theo ma rację – poparła, Mary. – Byłoby wspaniale. – Klasnęła w ręce zadowolona.
- Nie będę zwalać się wam na głowę. – Mruknęła, czarnowłosa.
- Głupoty gadasz. – Powiedział Theo. – Mnie większość czasu w domu nie ma, a Mary przyda się babskie towarzystwo.
- To jest idealny pomysł – dodała, blondynka.
- Mogę się zastanowić? – Zapytała, Rosemarie.
- Oczywiście, nic na siłę – odpowiedział, Walcott.
~*~*~*~
W ogóle nie potrafił się skupić na treningu. Biegał bez ładu i składu. Był wściekły, że nie wychodziło mu w życiu prywatnym i na boisku. Zawsze próbował rozgraniczyć życie prywatne od zawodowego, aby na murawie mieć trzeźwy umysł. Chciał zaprezentować się przed Bossem jak z najlepszej strony, ale wychodził odwrotny tego skutek. Pragnie wyjść w sobotni mecz w podstawowym składzie i udowodnić wszystkim, że ten stary Ramsey, sprzed kontuzji jeszcze w nim drzemie. Tylko musiał bardziej się postarać i nie myśleć o Niej.
Od jakiegoś czasu nie poznawał się. A to, jak wczoraj potraktował Joe, świadczyło tylko o tym, jak bardzo nie panował nad swoimi emocjami przed Rose. Chciał za wszelką cenę ją chronić. Od momentu, kiedy ją poznał, czuł się w obowiązku, aby opiekować się Rosemarie. Była taka delikatna i krucha - nie zniósłby myśli, że ktoś mógłby ją skrzywdzić.
Nigdy nie lubił utrzymywać z ludźmi bliższych kontaktów niż było to wymagane. Zawsze trzymał się żelaznych zasad i próbował nie wychodzić poza wyznaczone reguły postępowania. Nie zależało mu na gronie przyjaciół. Od dziecka miał trudny charakter, a po jakże ciężkiej kontuzji sprzed kilkunastu miesięcy jeszcze bardziej stał się zgorzkniały i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Często odpychał ludzi swoim egoizmem i sarkastycznym podejściem do życia. W pewnym momencie po prostu przestał walczyć ze sobą samym, godząc się na swój los.
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu pragną coś zmienić w swoim życiu. Może to, że chciał być w końcu szczęśliwy? Jednak, gdy Joe odebrał mu nadzieję na odnalezienie lepszego siebie, przestał walczyć. Nadzieją była Rose - to dla niej jeszcze się starał, a kiedy odsunęła się, poczuł, że stracił kolejną cząstkę siebie.
- Hej, Aaron! – Krzyknął, Theo, podbiegając do kumpla. – Co się dzieje? – Zapytał, uważnie, przyglądając się przyjacielowi.
- Nic – odpowiedział krótko.
- Co się stało, że straciłeś wczoraj kontrolę nad sobą?
- Joe – mruknął. – Słuchaj, Theo, nie mam ochoty wspominać wczorajszego wieczoru. – Powiedział stanowczo.
- Przykro mi. – Theo poklepał Walijczyka przyjacielsko po ramieniu. Ramsey zamrugał zaskoczony. – Z powodu Mandy – wyjaśnił, Anglik, widząc pytające spojrzenie kumpla.
- W końcu mam spokój. – Machnął obojętnie ręką.
- Dobrze, że się opamiętałeś. – Powiedział z wyraźną ulgą, ciemnoskóry.
- Oby tylko nie za późno – powiedział do siebie, Aaron i kopnął w roztargnieniu piłkę, która wleciała ku zaskoczeniu wszystkim do bramki.
- Ej! To się nie liczy! – Krzyknął, Wojciech. Wszyscy się roześmiali, nawet spochmurniały Aaron.
~*~*~*~
Niepewnym krokiem weszła do domu, rozglądając się za siostrą, jednak gdy jej wzrok nie zarejestrował niczego, co by wskazywało na to, że jest na dole, czym prędzej pobiegła do swojego pokoju. Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się w swojej sypialni. Podeszła do łóżka i położyła się.
Miała mętlik w głowie.
Mogła już teraz zmienić coś w swoim życiu. Miała na to szansę. Theo wspólnie z Mary zaproponowali jej, żeby wprowadziła się do nich. Wtedy nie byłaby uzależniona od siostry. Mogła się wyprowadzić z domu, gdzieś, gdzie nie byłaby uwiązana na krótkiej smyczy. W końcu byłaby wolna. Mogłaby swobodnie działać i realizować się, nie patrząc za siebie.
Tak pięknie to brzmi.
Wiedziała, jednak, że rzeczywistość nie jest tak kolorowa. Jej matka wściekłaby się, gdyby dowiedziała się, że wyprowadza się z domu. A jej ojciec? Od lat zgodnie przytakuje swojej żonie, nie zważając na to czy działania małżonki są dobre – liczyło się tylko, że są skuteczne. W końcu to dzięki niej Mandy została wypromowana. To dzięki niej dorobili się ogromnego majątku.
Olivier Todd od lat żył, uwięziony w narzuconych przez żonę formach. Czy był szczęśliwy? Nie, ale nie miał siły, by cokolwiek zmieniać.
Rose usłyszawszy pukanie do drzwi, wywróciła oczami, ale poszła otworzyć.
- Gdzieś ty była? – Warknęła, Mandy, wchodząc do sypialni swojej młodszej siostry. – Gdzieś ty była, kiedy cię potrzebowałam?
- U Mary – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Mandy zaśmiała się, jednak nie było w tym nic życzliwego. Zgromiła młodszą siostrę spojrzeniem.
- W co ty pogrywasz? – Syknęła.
- W nic.
- Przebierz się, jedziemy do studia nagraniowego. – Zakomunikowała swoim oficjalnym tonem, którym zawsze zwracała się do służby. To jeszcze bardziej rozjuszyło Rosemarie.
- Nie jestem twoją służącą i nie mam zamiaru z tobą nigdzie jechać. Mandy, zrozum to, że nie pracuję dla ciebie i przestań mnie traktować, jak swoje popychadło. – Powiedziała spokojnie, mimo, że w środku wrzała.
- Sprzeciwiasz mi się? – Zapytała, starsza z sióstr.
- Wyjdź z mojego pokoju – mruknęła, Rose, wskazując prawą ręką drzwi.
- To nie jest twój dom i nie masz prawa mnie wyganiać. Gdyby nie ja i mama, nadal mieszkalibyśmy w jakiś barakach! – Wydarła się. – To mój dom i moje zasady. – Wycedziła.
- Aha. W takim razie. – Rose uśmiechnęła się gorzko. – Wyprowadzę się.
- Tak? A gdzie ty pójdziesz? – Zapytała z drwiną.
- Już się o mnie nie martw, poradzę sobie. – Tak przynajmniej myślała.
- Jeżeli tak mówisz, to masz godzinę czasu, aby spakować się i wyjść stąd – warknęła i opuściła pokój młodszej siostry, mocno trzaskając drzwiami. Rosemarie wybrała szybko numer swojej przyjaciółki. Niezmiernie potrzebowała jej pomocy.
Jeżeli wcześniej miała jakiekolwiek wątpliwości, co do wyprowadzki, teraz sprawa wydała się wręcz oczywista – musiała w końcu zacząć żyć, jak normalna dziewczyna, bez ciągłych regulaminów w formie nakazów i zakazów.
Kiedy Mary przyjechała po swoją przyjaciółkę, rozpętała się awantura. Matka Rosemarie, Sarah Todd wpadła w furię, kiedy dowiedziała się o wyprowadzce młodszej z córek. Nie miała jednak pojęcia, że to Mandy wyrzuciła Rose.
Kiedy udało im się opuścić posiadłość Todd, przed większość drogi jechały w milczeniu. Mary doskonale wiedziała przez co przechodzi jej przyjaciółka.
Zerwała z chłopakiem. Mimo, iż wiedziała, że Rosemarie nie darzy głębszym uczuciem Joe, zdawała sobie sprawę, że jej przyjaciółka była przywiązana do chłopaka. Cieszyła się, że Rose odważyła się zakończyć związek, który był i tak prędzej czy później skazany na porażkę.
Kolejnym czynnikiem, który spowodował zły stan ducha przyjaciółki Mary, była kłótnia z rodziną. Wiedziała, jak Rose z bólem serca opuszcza swój dom, mimo, że nie miała łatwo w nim łatwego życia. Mimo, że Rose czuła się zawsze zepchnięta na drugi plan, Mary wiedziała, jak Ta bardzo kocha rodziców i siostrę. Był to dowód prawdziwej miłości do ludzi, którzy na nią po prostu nie zasługują.
Wiedziała, że będzie musiała stanąć na wysokości zadania, by pomóc przyjaciółce. Kochała ją jak własną siostrę i wewnętrznie czuła, że musi wspomóc młodszą koleżankę.
Jak dziś, Mary pamięta dzień, w którym poznała Rose. Była umówiona z Mandy w sprawie pracy. Rodzina Todd mieszkała wówczas w pięknym apartamencie w centrum Londynu. Nie mogła znaleźć mieszkania z numerem czterdzieści sześć.
- Przepraszam, wiesz może, gdzie mieszkają państwo Todd? – Zapytała, Mary, niewysokiej czarnowłosej dziewczyny, która siedziała lekko przygarbiona do niej plecami.
- Trzecie drzwi po prawej – odpowiedziała słabym głosem nieznajoma. Mary czuła, że jest coś nie tak.
- Wszystko w porządku? – Zapytała. Dziewczyna pokiwała twierdząco głową. Ciemnowłosa chlipnęła. Mary wyciągnęła z torebki paczkę chusteczek i podała dziewczynce. – Proszę i głowa do góry. Wszystko będzie dobrze – wtedy myślała, że po raz ostatni widzi nieznajomą. Jakże się pomyliła, kiedy któregoś dnia spotkały się w studiu nagraniowym.
- Dzięki za wszystko – powiedziała cicho, Rose, zmuszając Mary tym samy do powrotu do teraźniejszości. Blondynka uśmiechnęła się ciepło.
- Nie ma za co. – Odparła. – Wszystko będzie dobrze. – Powiedziała wesoło. – Tylko musisz w to uwierzyć – dodała, widząc wątpiące spojrzenie dziewczyny.
~*~*~*~
- Wpadniesz do mnie zagrać w Fifę? – Zapytał, Aaron, kiedy wychodzili już z ośrodka treningowego.
- Wybacz, stary, ale nie mogę. – Odpowiedział przepraszająco, Theo.
- Stało się coś? – Zapytał zaniepokojony Walijczyk.
- Rose – zaczął i wystarczyło, że wypowiedział Jej imię, a serce piłkarza zabiło mocniej. Próbował, jednak ukryć ten fakt. – Mandy wyrzuciła ją z domu – wyjaśnił, ciemnoskóry.
- Że co?! – Wykrzyknął wzburzony, że jego była dziewczyna upadła tak nisko.
- Spokojnie – dodał szybko, Walcott. – Zamieszka z nami. Zresztą – uśmiechną się szeroko – dzisiaj jej to proponowaliśmy. Dziewczyna już dość się wycierpiała w tej patologicznej rodzince. Matka - kretynka, uzurpator. Ojciec - cieć malina. Siostra - bez komentarza. Pierdolca bym dostał w takiej rodzinie. – Mówił przejęty, Theo, jednak Ramsey nie słuchał kolegi. Zaczął obmyślać plan, jak zbliżyć się do Rose.
Czuł, że kilkanaście miesięcy temu między innymi też i on przyczynił się do rozpadu ich przyjaźni i chciał to teraz naprawić. Miał nadzieję, że nie jest jeszcze za późno. Tęsknił za Rosemarie, a wiadomość, że uwolniła się spod duszących szponów rodziny, napawała go optymizmem, że między nimi jeszcze może się ułożyć.
- Kiedy indziej pogramy. Naprawdę przepraszam, że tak wyszło – powiedział skruszony, Theo.
- Nie tłumacz się. – Rzucił szybko. – Rose jest najważniejsza – dodał. Jednak dopiero po chwili zrozumiał, że wypowiedział te słowa na głos. Theo uśmiechnął się znacząco do kumpla. Ten tylko przybrał niewzruszony wyraz twarzy, machnął ręką na pożegnanie i skierował się jak najszybciej do swojego samochodu.
Theo przypuszczał, że Ramsey czuje coś do młodszej z Todd, a dzisiejsza rozmowa z nim tylko utwierdziła go w tym przekonaniu.
Pół godziny później z zadowoloną miną wszedł do domu. Dobiegł do niego głos swojej dziewczyny. Rozmawiała z kimś. Była spokojna, ale poznał swoją ukochaną na tyle, aby wyczuć w jej glosie nutę zdenerwowania. Wszedł do salonu, ciekawy, kto zaszczycił ich swoją obecnością. Wiedział, że Mary nie rozmawia z Rose, gdyż nigdy w ten sposób się do niej nie zwracała.
Spodziewał się wszystkich, jednak nie ojca Rosemarie. Pan Olivier Todd, jak zwykle świetnie prezentował się w szarym garniturze i teraz oto stał w salonie Walcotta.
- Dzień dobry – odezwał się, ojciec Rose. Anglik skinął głową na powitanie, nadal będą w szoku wizytą pana Todd.
- Tata Rose przyszedł nam podziękować za pomoc dla córki – wyjaśniła, Mary, która też wydawała się być zaskoczona niezapowiedzianą wizytą.
- Nie ma za co – odezwał się, Theo. – Chcemy, aby była szczęśliwa, nic więcej. – Powiedział ostro.
- Nie wątpię, że tak będzie – powiedział, mężczyzna. – W domu nie złapałaby równowagi emocjonalnej.
- To dlaczego pan nie zrobił nic, aby pomóc córce? – Wycedził przez zaciśnięte zęby, Walcott. Dziewczyna spojrzała na niego z dezaprobatą.
- Nie jestem idealnym ojcem, to fakt, ale przynajmniej będę robić wszystko, aby Rose niczego nie zabrakło.
- Śmieszny pan jest. – Warknął ciemnoskóry, nie kryjąc irytacji.
- Theo! – Krzyknęła, Mary.
- Spokojnie, Mary – powiedział, Todd. – Theo ma rację. Jestem śmieszny. – Westchnął ciężko. – Moja żona jest wściekła i zapewne odetnie Rose od kont bankowych, ale – urwał, wyciągając z kieszeni srebrną kartę kredytową. – Otworzyłem szybko nowe konto w banku. Co miesiąc będę wysyłał na nie sporą sumę pieniędzy. – Wyjaśnił. Mary wzięła kartę od mężczyzny i schowała do kieszeni. – Bo jak mówiłem – zwrócił się do chłopaka – będę robił wszystko, aby Rosemarie nie zabrakło niczego. Przynajmniej materialnie.
- Świetnie – powiedział, Theo. Jego ton głosu był przesiąknięty ironią. – Coś jeszcze? – Zapytał.
- Tak. – Odpowiedział. – Dziękuję, że mnie wysłuchałaś i przepraszam za moją starszą córkę i żonę – zwrócił się do blondynki. Ta skinęła głową ze zrozumieniem i poszła odprowadzić gościa do drzwi. Theo opadł na kanapę zmęczony.
- Mogłeś chociaż zachować pozory. – Mary zbeształa swojego chłopaka, kiedy wróciła do salonu.
- Skarbie, mam głęboko w dupie, jak poczuł się ten cieć. – Mruknął. – Gdzie, Rose? – Zapytał.
- W pokoju. Dałam jej tabletki nasenne. Śpi jak niemowlę.
- A jak się czuje?
- Jest rozbita emocjonalnie. Musimy jej pomóc. – Powiedziała. Jej głos był spięty i zdenerwowany. Bardzo martwiła się stanem psychicznym przyjaciółki. Walcott wstał z kanapy i podszedł do dziewczyny. Przytulił ją i powiedział:
- Wszystko będzie dobrze.
- Obyś miał rację. – Szepnęła, wtulając się w ukochanego.
- Ty, wieczna optymista nie wierzysz? – Zaśmiał się gardłowo.
- Nie widziałeś jej dzisiaj w domu Todd. Była załamana. A to w jaki sposób została potraktowana przez matkę i siostrę. – Jej głos zadrżał na samo wspomnienie. Theo mocniej przytulił dziewczynę. – Jeżeli się teraz załamie, nawet my jej nie pomożemy. – Zawiesiła głos.
- Masz rację, kochanie. Nie pomożemy jej. – Odparł. Mary odsunęła się od swojego chłopaka, poirytowana spokojem w głosie piłkarza. Spojrzała uważnie na Kanoniera. Na jego twarzy zagościł tajemniczy uśmiech. – Nie pomożemy jej, bo nawet nie możemy.
- Co masz na myśli, Walcott?
- Może to uczynić jedynie pan Ramsey...
Ooooo kochana zdecydowanie służy Ci ten szablon!!! Czyta mi się o stokroć lepiej!!!!!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału!! Ha jestem number one :D:D
O ooo The, Wally miło ich zobaczyć, bo wiesz.... albo nie koniec wracania do poprzedniego parta. Umarło, teraz jest te!!!
I wyszło genialne, im więcej czytam im bardziej poznaję tutaj bohaterkę/bohaterki tym więcej chcę czytać :)
Kochana u mnie do nadrobienia dwa rozdziały, ale myślę, że nie zawiedziesz się! ;)
Pozdrawiam i z weną kochana i odstresuj się u mnie należy Ci się!!!
http://milosci-nie-oszukasz.blogspot.com/
cudowny ! nie mogę doczekać sie następnego.
OdpowiedzUsuńWidzę że Ramseya coraz bardziej ciągnie do Rose... <3
+ zapraszam do siebie
http://freedoomcry.blogspot.com/2013/04/rozdzia-3.html
Jejuu, jak słodko!! Rose i Aaron.. To mi pasuje jak najbardziej! :D
OdpowiedzUsuńmiło ze strony przyjaciół Rose. przyjęli ją do domu, co mnie bardzo cieszy.
Coś czuję, że Rose będzie z Aaronem ;>
Pozdrawiam :)
rozdział jak zwykle śietny, uwielbiam twój styl pisania, poza tym masz zawsze dużo fajnych pomysłów na opowiadanie. świetnie że Rose postanowiła wprowadzić się do przyjaciół prznajmniej tam będzie miała spokój. juz nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńTacy przyjaciele, jakich ma Rose, to skarb :) Dobrze, że się do nich wyprowadziła. Jestem ciekawa jak to będzie z nią i z Aaronem, pewnie ze sobą będą :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział i czekam na kolejne!
Pozdrawiam! :)
Fantastyczne! :)) Co tu dużo mówić? Sytuacja nabiera tempa i teraz (mam nadzieję) Rose i Aron będą razem :) Pewnie na drodze nie raz pojawi się Mandy ( nie wiem, czemu ale od początku to imię wydawało mi się złe... blee) Czekam na nowy z niecierpliwością! :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie !
http://love-and-other-cases.blog.onet.pl
Carmen
Odcinek świetny.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jak Mandy może być taką suką i to w stosunku do włąsnej siostry.
Coś czuję, że Theo pomoże Rose i Aaronowi,
Uwielbiam twoje blogi ! ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam również do mnie
http://kolejna-trudna-decyzja.blogspot.com/
zapraszam na rozdział 4
OdpowiedzUsuńhttp://freedoomcry.blogspot.com/2013/04/rozdzia-4.html